W ostatnim roku za zgodą sądów i na czas przez sąd ustalony - zwykle od siedmiu dni do dwóch miesięcy - w internecie zawisły wyroki na 800 pijanych kierowców, 40 rodzinnych sadystów oraz dilerów, złodziei i kilkudziesięciu kiboli zadymiarzy.
Sądy chętnie przychylają się do próśb śledczych i tylko w wyjątkowych przypadkach odmawiają, tłumacząc, że kara jest zbyt dotkliwa. Dotkliwa, bo stronę zielonogórskich prokuratorów odwiedziło już ponad 11 mln internautów. W ostatnim roku 2 mln. To najczęściej odwiedzana witryna wymiaru sprawiedliwości w Polsce.
- Nasza rzeczywistość stała się po części elektroniczna - mówi sędzia Rafał Skrzypczak, prezes Sądu Rejonowego w Zielonej Górze. - Wyroki w sieci nie powinny więc dziwić.
- Istnieje spora różnica pomiędzy wywieszeniem wyroku na drewnianej tablicy w sądzie w Pacanowie a internetem, z którego możemy korzystać na całym świecie - mówi Halina Bortnowska, etyk z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Czy każdy sprawca zasługuje na takie zaostrzenie kary? - zastanawia się.
- Przypomina to publiczny pręgierz w dawnych wiekach w Krakowie przed kościołem Mariackim. Gdy tworzono przepis o upublicznieniu wyroku [istniał już w kodeksie z 1969 r.], w grę wchodziło opublikowanie wyroku w gazetach, miało to efekt jednorazowy. W dobie internetu ta informacja nie znika, można powiedzieć, że jest wieczna. Nie można stosować takiej dodatkowej kary na masową skalę, to muszą być wyjątki związane z indywidualnymi cechami sprawcy.
- mówi Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Więcej: Gazeta Wyborcza>>>