Zdaniem wypowiadających się ekspertów Unia Europejska w negocjacjach o transatlantyckim porozumieniu handlowo-inwestycyjnym jest stroną słabszą, która mierzy się z potęgą gospodarczą, jaką są Stany Zjednoczone. Podkreślali, że dziś UE, a szczególnie Polski, nie stać na to, by zderzyć się z takim gigantem, choć nie wykluczyli, że w przyszłości będzie to możliwe.
Profesor Leokadia Oręziak z SGH jako przykład umowy zawartej przez nierównych partnerów wskazała zawarty w 1992 roku przez USA, Kanadę i Meksyk Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu (NAFTA). Jej zdaniem porozumienie dla Meksyku okazało się katastrofą: pod wpływem amerykańskiej konkurencji doszło do zniszczenia meksykańskiego przemysłu, a kraj, który pod względem produkcji żywności był samowystarczalny, dziś importuje ze Stanów Zjednoczonych 40 proc. sprzedawanych u siebie artykułów spożywczych. W konsekwencji negatywnych zmian w gospodarce w Meksyku narosły też patologie społeczne - dodała.
Dla Oręziak TTIP to ograniczenie polityki przemysłowej państwa. Tymczasem przemysł - jak podkreśliła, dając przykład Niemiec - to jedyna podstawa rozwoju gospodarczego.
Zauważyła, że konkurencja ze strony USA, które mają niższe koszty pracy i dostęp do taniej energii, wymusi ogromne zmiany na rynku Unii Europejskiej i - choć tego nie ma w umowie - pojawi się presja na ograniczenie płac i praw pracowników. "Umowa dla Polski jest niepotrzebna, niekorzystna i zbędna" - powiedziała. "Tego pojedynku nie wygramy, tylko poniesiemy koszty" - zaznaczyła.
Czytaj: Umowa UE-USA: duże szanse, trochę zagrożeń>>>
Według profesor unijno-amerykańskie negocjacje przewidują ponadto powołanie ponadnarodowego zgromadzenia ekspertów, tzw. regulacyjnej rady współpracy, która będzie określała, jakie przepisy są sprzeczne z duchem wolnego handlu i inwestycji. Zdaniem Oręziak tym samym rada będzie miała władzę nad państwami i demokratycznymi instytucjami. KE, która negocjuje umowę z Amerykanami, nie ma mandatu do podejmowania tak daleko idących w skutkach decyzji - podkreśliła.
Katarzyna Szymilewicz z Fundacji Panoptykon zwróciła uwagę, że to, co stanowi barierę dla przedsiębiorców, zazwyczaj chroni konsumentów, dlatego też ułatwienia dla biznesu nie zawsze są dobre dla obywateli.
Według niej w ramach umowy o partnerstwie transatlantyckim w sposób niedemokratyczny powstają nowe regulacje dotyczące m.in. bankowości, finansów, handlu elektronicznego, żywności i ochrony środowiska. "Czyli omijamy parlament, omijamy instytucje, które reprezentują obywateli, dajemy te kompetencje de facto ekspertom, którzy negocjują TTIP za zamkniętymi drzwiami (...). Na koniec pojawia się obowiązująca regulacja, czyli coś, co będzie bezpośrednio wpływało na nasze prawo, bo taka jest moc umów międzynarodowych" - tłumaczyła.
Reprezentujący NSZZ Solidarność Sławomir Adamczyk powiedział, że związki zawodowe nie sprzeciwiają się TTIP. Umowę postrzegają jako szansę ustanowienia wysokich standardów warunków życia i zatrudnienia po obu stronach Atlantyku, które z czasem mogłyby się stać modelem dla reszty świata. Zastrzegł jednak, że są warunki, na które związki nie mogą się zgodzić. "Jeżeli mamy znieść bariery ograniczające biznes, powinniśmy też wyrównać zasady dla pracowników" - podkreślił.
Paneliści jako jedno z największych zagrożeń wskazywali postulowaną w umowie klauzulę o rozwiązywaniu sporów między państwem a inwestorem (ISDS). Dla nich to nic innego, jak jednostronny mechanizm oddziaływania korporacji na państwa, gdzie firmy mogą wszczynać procesy arbitrażowe, a władze tylko się im podporządkować.
"Międzynarodowy arbitraż budzi wiele wątpliwości" - mówił prowadzący dyskusję Przemysław Wielgosz, redaktor polskiego wydania "Le Monde Diplomatique". "Czy mamy do czynienia z prywatyzacją wymiaru sprawiedliwości?" - pytał. Według Sławomira Adamczyka z NSZZ Solidarność ISDS stawia korporacje na równi z państwem.
Wcześniej Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności tłumaczył, że ISDS jest wykorzystywany do ochrony firm z krajów bogatych względem krajów biednych. Wskazał, że Polska zajmuje ósme miejsce w świecie, a drugie w Europie (po Czechach) pod względem pozwów wytaczanych przeciw państwu. Podkreślił, że informacje na ten temat są niejawne, a statystyki nie do końca prawdziwe, gdyż w oficjalnych dokumentach państwowych mówi się tylko o "znanych sprawach", a nie wszystkich procesach prowadzonych w trybunałach arbitrażowych.
Podczas konferencji wyemitowano także wystąpienie europarlamentarzystki Lidii Geringer d'Oedenberg. Wskazała ona m.in., że Parlament Europejski ma bardzo mało informacji na temat przebiegu negocjacji. Zwracała także uwagę na nierówności związane z ISDS.
Negocjacje ws. TTIP toczą się w ramach trzech obszarów: dostępu do rynku, obejmującego handel towarami, usługami oraz zamówienia publiczne; współpracy regulacyjnej oraz zasad w handlu, gdzie przedmiotem są ułatwienia handlowe, współpraca celna, ochrona praw własności intelektualnej, małe i średnie przedsiębiorstwa, handel surowcami i energią oraz zrównoważony rozwój.
Rozmowy między UE a USA trwają od półtora roku. Przewiduje się, że nie zakończą się wcześniej, niż w 2016 roku. (PAP)