Zdaniem Polskiej Izby Turystyki, to może jednak nie wystarczyć.
Fundusz ma mieć osobowość prawną i być nadzorowany przez ministra sportu. Z założenia ma być drugim filarem zabezpieczeń, obok gwarancji ubezpieczeniowej lub bankowej.
 – Samo powołanie do życia funduszu gwarancyjnego nie stanowi odpowiedniego zabezpieczenia turystów – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Rosset, sekretarz generalny Polskiej Izby Turystyki. – Potrzebna jest kompleksowa zmiana obowiązującej ustawy o usługach turystycznych. Naszym zdaniem powinna być ona napisana od nowa.
Jednym z problemów jest należyte oszacowanie gwarancji ubezpieczeniowych. Specjaliści podkreślają, że opłaty nie mogą być zbyt wysokie. W branży turystycznej obowiązują bardzo niskie marże i konieczność podwyższenia cen byłaby nie tylko niekorzystna dla klientów, lecz także potęgowałaby problemy całego sektora turystycznego. Projekt ministerstwa zakłada, że pieniądze do funduszu wpłacane byłyby przez organizatorów wyjazdów turystycznych. Składki miałyby wynosić do 30 zł i liczone byłyby od każdej osoby uczestniczącej w imprezie turystycznej.
 – Najistotniejszym wyzwaniem jest znalezienie rozwiązań zabezpieczających prawa turystów, ale nieobciążających zanadto kosztami biur podróży – uważa Tomasz Rosset. – Klienci muszą mieć gwarancje szybkiego i bezpiecznego powrotu do kraju w przypadku niewypłacalności touroperatora oraz pewność zwrotu poniesionych kosztów. Z drugiej strony biura podróży, by mogły funkcjonować, nie mogą zostać przytłoczone kolejnymi dodatkowymi opłatami. Być może więc będą konieczne większe zmiany w całej ustawie dotyczącej sektora turystycznego.
Po kilkunastu bankructwach biur podróży w 2012 roku pilną kwestią stało się zapewnienie środków finansowych, które pozwolą na sprowadzenie turystów do kraju w przypadku niewypłacalności touroperatora oraz wypłacanie ewentualnych odszkodowań. Obecnie obowiązujące przepisy określają wysokość gwarancji na poziomie pozwalającym pokryć te koszty, jednak w praktyce okazało się, że środki te często nie wystarczały nawet na zorganizowanie powrotu klientów do Polski. Wynikało to z nieadekwatnego określania poziomu gwarancji do sytuacji danego biura. Zdarzało się również, że touroperatorzy omijali prawo, starając się obniżyć koszty funkcjonowania firmy.
W ubiegłym miesiącu ubezpieczyciel biura podróży Sky Club, które zbankrutowało w lipcu 2012 roku, zwrócił klientom pieniądze za wykupione wówczas wycieczki. Jednak, zależnie od daty zawarcia umowy z firmą, było to tylko 38 lub 70 proc. wpłaconych kwot.