Blisko 10 tys. aferzystów nie jest sądzonych, a część z nich może w ogóle uniknąć kary! Dzięki błędowi resortu Zbigniewa Ziobry. Około 1,5 tys. procesów dotyczących zorganizowanych grup przestępczych, prania pieniędzy, oszustw, przywłaszczeń i niegospodarności na wielką skalę od lipca stoi w miejscu! Co więcej, jest poważne zagrożenie, że sądy będą musiały zająć się nimi od początku. W rezultacie, wskutek przedawnienia, część z około 10 tys. oskarżonych może w ogóle uniknąć skazania! Za całe zamieszanie odpowiada bubel prawny, przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości (MS) za kadencji Zbigniewa Ziobry. Do informacji na ten temat dotarli dziennikarze Pulsu Biznesu.

Chodzi o uchwaloną 29 marca 2007 r. ustawę, nowelizującą m.in. kodeks postępowania karnego. Nakazała ona prowadzenie procesów zorganizowanych grup przestępczych i afer gospodarczych nie w sądach rejonowych, lecz okręgowych. W sądach okręgowych pracują bardziej doświadczeni sędziowie, dzięki noweli podniesie się poziom orzecznictwa uzasadniało zmianę MS. Urzędnicy Zbigniewa Ziobry zapomnieli jednak umieścić w nowelizacji standardowy zapis, że sprawy już zaczęte w sądach rejonowych powinny być tam zakończone. To pozornie drobne niedopatrzenie zastopowało blisko 1,5 tys. spraw! Po 12 lipca 2007 r. (wtedy nowe przepisy weszły w życie) wszystkie trafiły do sądów okręgowych. Niestety, sądy rejonowe przekazały też sprawy trwające kilka lat i będące na finiszu. W okręgówkach musiałyby one zacząć się na nowo!  O tym niebezpieczeństwie sędziowie (m.in. Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia) informowali MS jeszcze w trakcie prac legislacyjnych, a potem podczas długiego vacatio legis. Jednak resort zaczął ratować sytuację dopiero w czerwcu, gdy do Sejmu wpłynęła odpowiednia nowelizacja nowelizacji. (...)

Koszty zaniedbań będą ogromne
Marek Celej, sędzia, dyrektor biura prawnego Krajowej Rady Sądownictwa.

A utorzy tej nowelizacji i osoby za nią odpowiedzialne powinny ponieść poważne konsekwencje. Jak można było zupełnie zapomnieć o przepisach przejściowych?! Wystarczyło choćby skorzystać z doświadczeń 1997 r. Wtedy także wprowadzano regulacje, dotyczące zmiany właściwości sądów. I zapisano, że wszystkie sprawy, które wpłynęły do danego sądu przed wejściem nowych przepisów w życie, powinny tam być dokończone. Niestety, ta nowelizacja nie była konsultowana z naszym środowiskiem, a choć w trakcie procesu legislacyjnego i vacatio legis (łącznie siedem miesięcy!) zgłaszaliśmy zastrzeżenia, nie wzięto ich pod uwagę.  Dla wszystkich praktyków było oczywiste, że kadry sądów okręgowych nie poradzą sobie z taką lawiną nowych spraw. Prezesi okręgówek musieliby delegować do ich prowadzenia sędziów z sądów rejonowych. W rezultacie przynajmniej część spraw i tak prowadziliby ci sami, niedoświadczeni zdaniem resortu sprawiedliwości, sędziowie. Wydłużyłby się też czas na rozpatrzenie dotychczas prowadzonych przez sądy okręgowe spraw o zabójstwa czy rozboje z niebezpiecznym narzędziem.  Na tym zamieszaniu najbardziej ucierpi wizerunek sądów i całego wymiaru sprawiedliwości. Przecież społeczeństwu zależy na szybkości postępowania, a przez tę nowelizację zupełnie niepotrzebne przerwy w rozprawach mogą sięgnąć nawet roku! W takich wypadkach, ze względu na konieczność zachowania tzw. koncentracji materiału dowodowego, zagrożenie ponownym startem procesów jest naprawdę duże. Koszty społeczne tych zaniedbań legislacyjnych będą ogromne.

(Źródło: PB/KW)