Pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości zastąpienia „małych sądów” wydziałami zamiejscowymi sądów większych raczej
nie wzbudził powszechnego entuzjazmu w środowisku. Również podczas pierwszej debaty z cyklu „Okrągły Stół dla sądownictwa”,
zorganizowanej w lutym tego roku, padło wiele argumentów przeciwnych tej koncepcji – zaznacza sędzia Teresa Romer w felietonie kwartalnika „Na wokandzie”. - Tylko pozornie może się wydawać, że „małe” sądy nie mają racji bytu. Na cel ich istnienia należy jednak spojrzeć nie tylko przez pryzmat kosztów ich utrzymania, ale przede wszystkim przez pryzmat potrzeb społecznych. Realizacja koncepcji ministerialnej może przynieść więcej szkody niż pożytku. Szkody dla sprawności i jakości postępowania sądowego, a także dla prestiżu lokalnego i lokalnych tradycji – dodaje sędzia Romer.
Prezes sądu, obok wójta i proboszcza, to nie tylko kiedyś, ale także i teraz, ważna osoba w miejscowościach, które trudno uznać za metropolie. Argumenty, że utrzymanie niewielkich sądów bywa droższe niż sądów w większych miastach być może są prawdziwe,
ale czy to wystarcza do pozbawienia lokalnej społeczności „jej” sądu? Nie do końca jestem przekonana, że sprawność orzekania w „małych” sądach jest rzeczywiście gorsza niż w wielkich metropoliach. Gdyby na podstawie badań statystycznych
okazało się, że – ze względu na ilość wpływających spraw – w konkretnym sądzie wątpliwym jest utrzymywanie kilku etatów
sędziowskich, można by ten problem rozwiązać powierzając tym sędziom równoczesne orzekanie w drugim, sąsiednim,
małym sądzie. Na problem znoszenia „małych sądów” nie można patrzeć wyłącznie przez pryzmat ekonomiczny. To, co z pozoru mniej kosztowne, nie musi wcale być lepsze dla lokalnej społeczności. Na „małe sądy”, ich rolę i miejsce, trzeba spojrzeć przede wszystkim przez pryzmat „małych ojczyzn”.
Teresa Romer akcentuje, że lokalne społeczności mają swoje zwyczaje i tradycje, znajomość których może rzutować na jakość sędziowskich decyzji. Reforma organizacyjna sądownictwa nie może odbyć się kosztem jakości wymiaru sprawiedliwości, a przede wszystkim kosztem  dostępności do niego - podsumowuje sędzia Romer.