Zdaniem szefa KRS, jeśli się okaże, że to jedynie martwy i obciążający przepis ustawy, który nie przynosi pożądanych efektów, to może warto pomyśleć o innych, lepszych rozwiązaniach. - Jak widać, sądownictwo administracyjne zupełnie nieźle sobie radzi bez nadzoru ministra - mówi w wywiadzie dla "Dziennika Gazeta Prawna".
Na pytanie, czy nadzór ministra sprawiedliwości przynosi więcej złego czy dobrego, przewodniczący KRS odpowiada:
" Teraz jest lepiej, bo jest tylko nadzór zewnętrzny, a minister sprawiedliwości powinien przede wszystkim kontrolować prezesów sądów apelacyjnych w zakresie ich właściwego nadzoru wewnętrznego w sądach powszechnych. Minister uzasadnia swoje kompetencje do sprawowania nadzoru m.in. tym, że musi zapobiegać przewlekłościom w postępowaniach. Ale dzisiaj funkcjonuje instytucja skargi na przewlekłość postępowania, która pozwala każdej ze stron ocenić, czy postępowanie toczy się przewlekle i ewentualnie wnieść skargę w tej sprawie. W takich sprawach kwota odszkodowania sięga 20 tys. zł, i to działa. Oczywiście bardzo często to system jest przeciążony i nawet, gdyby sędziowie bardzo chcieli, to i tak nie są w stanie wszystkich spraw rozstrzygnąć w krótkim terminie. Z roku na rok rośnie wpływ spraw, a poziom zatrudnienia się nie zmienia.
Konstytucja zakłada przenikanie się trzech władz państwowych. KRS nie ma inicjatywy ustawodawczej, żeby zmienić konstytucję i naruszać ustanowioną tam zasadę podziału władzy. Nie jest też jej zamiarem zmiana ustaw zwykłych tak, aby znieść ten nadzór; a jak wiemy, ministrami sprawiedliwości prawie zawsze zostają czynni politycy. Mamy też orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, które szanujemy, co nie znaczy, że zawsze zgadzamy się z jego rozstrzygnięciami. Wskazane jest szukanie rozwiązania, które zaakceptują wszyscy. W ostrym sporze nie ma nigdy wygranych. Osobiście uważam, że ministrowi bardziej ten nadzór przeszkadza, niż pomaga".
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna