Gdzie się dziś znajdujemy jeśli chodzi o reformę prokuratury?
Ryszard Stefański:
Dobrze się stało, że funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego zostały rozdzielone i pod żadnym pozorem nie należy wracać do łączenia tych urzędów. W nowych uregulowaniach podobno mowa jest o zwiększeniu politycznej kontroli nad pracą prokuratury. Nie chciałbym się o tym wypowiadać, ale ogólnie wątpię w sensowność tego nadzoru, skoro największą bolączką w prokuraturze jest długotrwałość postępowań. Wprawdzie ostatnio wiele się tu polepszyło, ale obecny Kodeks postępowania karnego nakłada na prokuratora zbyt wiele i przede wszystkim to trzeba zmienić.

Co konkretnie?
Aby prokuratura działała lepiej, w pierwszej kolejności zmienić musi się właśnie procedura karna i zmiany te muszą współgrać z nową organizacją prokuratury. Wielka nowelizacja Kpk, nad którą pracuje obecnie Sejm niestety niewiele tu pomoże, bo wbrew temu, co twierdzą autorzy projektu, śledztwa pod rządami nowej procedury nadal będą polegały na zbieraniu dowodów i przekazywaniu wszystkich sądowi.

A jeśli jednak ostatecznie takie rozwiązanie pozostanie?
To bez zmian będzie też model postępowania, w którym i prokuratura i sąd nadal będą tkwić w opasłych tomach akt, na badaniu, co świadek mówił w śledztwie, a co na rozprawie. Obecnie przepisy mówią, że sąd ma dążyć do prawdy materialnej, ustalać, jak było naprawdę. Tylko że, moim zdaniem, możemy mówić jedynie o prawdzie sądowej: ustalenia mogą być jedynie takie, jakie pozwalają poczynić dowody.

Jaka byłaby według Pana „wymarzona” prokuratura? Przede wszystkim w dużo mniejszym zakresie zajmowałaby się ona prowadzeniem śledztw i dochodzeń, które też byłyby o wiele bardziej odformalizowane, zaś prokuratura funkcjonowałaby głównie przy sądach, z podstawowym zadaniem rozumianym jako wnoszenie aktów oskarżenia. To pozwoliłoby też na duże oszczędności kadrowe, bo niepotrzebny byłby nadzór tak rozbudowany jak obecnie.
Prokurator, prowadząc postępowanie przygotowawcze, gromadziłby dowody dla siebie, a nie dla sądu. Sądowi dawałby tylko to, co potrzebne na rozprawę. Sąd rozstrzygałby sprawę jako arbiter, ważąc racje oskarżenia i obrony, która miałaby pełne prawo próbować obalać dowody zgłoszone przez prokuratora.
Gdyby takie zmiany mądrze wprowadzić, w krótkim czasie mogłoby się okazać, że podstawowa bolączka - czyli długotrwałość śledztw - byłaby do przezwyciężenia. Dziś uważam, że z taką zmianą procedury, jaką Sejm może uchwalić, prokuratura sobie po prostu nie poradzi.

Rozmawiał: Wojciech Tumidalski (PAP)