Sprawa dotyczy jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Jej wątek wobec Ireneusza K. przed różnymi instancjami trwał ponad 27 lat.
SN uznał kasację ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego za bezzasadną. Kwiatkowski chciał, by umorzenie uchylono, a sprawa wróciła do sądu II instancji. W ocenie ministra czyn, który popełnił K., nie przedawnia się.
Sąd nie przychylił się do takiej argumentacji. Zgadzali się z nią natomiast pełnomocnicy oskarżyciela posiłkowego - Leopolda Przemyka, ojca Grzegorza.
Z kolei obrońca z urzędu Ireneusza K. Jan Brzykcy oświadczył podczas środowej rozprawy, że Kwiatkowski wniósł kasację z powodów politycznych. Podkreślał, że świadczy o tym fakt, iż minister sprawiedliwości ogłosił swoją decyzję w mediach w dniu orzeczenia sądu apelacyjnego, nie znając jego uzasadnienia.

SN uzasadniając środową decyzję podkreślił, że ta sprawa jest porażką wymiaru sprawiedliwości. Sąd zaznaczył, że choć kasacja jest bezzasadna, należy wyrazić ubolewanie, że przez ponad 27 lat, w wolnej Polsce, wymiar sprawiedliwości nie zdołał orzec o merytorycznej zasadności zarzutu postawionego oskarżonemu.
Sędzia Małgorzata Gierszon zwróciła uwagę, że matactwa w tej sprawie z czasów komunistycznych okazały się skuteczne po latach. Dodała także, iż czyn popełniony przez Ireneusza K. nie kwalifikuje się do grupy przestępstw, które nie ulegają przedawnieniu. "Nie można stosować fałszywej wykładni" - podkreśliła. "Autorytet wymiaru sprawiedliwości, autorytet prawa, buduje się na jego uczciwym respektowaniu i stosowaniu" - mówiła.

Leopold Przemyk nie chciał komentować orzeczenia SN. Jego pełnomocniczka mec. Ewa Milewska-Celińska podkreśliła w rozmowie z PAP, że pomimo oddalenia kasacji "prawda historyczna i tak wyszła na jaw". "Tak się złożyło, że umorzenie z powodu przedawnienia jest po wyroku skazującym, a nie po poprzednich uniewinniających. To dla mnie ma znaczenia symboliczne, prowadziłam tę sprawę 17 lat" - powiedziała Milewska-Celińska.

 

PAP