”Niepożądani goście nie do usunięcia” napisało  ”Życie Warszawy” w artykule z 16 lutego 2006 r.. Według dziennikarzy gazety w Polsce od lat mieszkają dwaj Libijczycy rzekomo podejrzani o terroryzm. Polskie władze chcą ich deportować, ale jest to utrudnione z powodu skomplikowanych procedur.

Trzeba
przepraszać
Słowami tymi poczuli się dotknięci Abdelsalam S. i inni Libijczycy. Wystąpili do sądu przeciwko wydawcy o przeproszenie zadośćuczynienie za doznaną krzywdę na podstawie art.23 i 24 kc. Wyrok w I instancji uwzględnił roszczenie tylko częściowo. W jego wyniku pozwane wydawnictwo wypłaciło na cel społeczny 10 tys. złotych i 9 kwietnia 2009 roku przeprosiło zainteresowanych za pomówienie.
Jednakże artykuł o niechcianych gościach nadal można było znaleźć w Internecie. Dlatego powodowie jeszcze raz wnieśli sprawę do sądu o usunięcie tekstu z sieci.
Sąd I instancji orzekł, że udostępnianie tekstu w Internecie nie jest bezprawnym działaniem, gdyż stanowi część archiwum wydawcy. Natomiast artykuły są udostępniane na specjalne życzenie czytelników. Od tego wyroku apelację wniosły obie strony. Sąd II instancji oddalił apelację twierdząc, że nie ma tu nowego zdarzenia, gdyż nastąpiło przeproszenie, a artykuł w Internecie ma tę samą treść co opublikowany na papierze.

Archiwum jak biblioteka

Archiwum w Internecie – to zdaniem Sądu Apelacyjnego jest to samo co prowadzenie biblioteki i archiwizacja materiałów prasowych.
Kasację od wyroku złożyli powodowie. Witold Zielak, radca prawny reprezentujący powoda twierdził, że SN powinien rozstrzygnąć, czy rozpowszechnianie w rozumieniu prawa autorskiego jest tym samym co umieszczenie w archiwum internetowym (art.6 pkt.3 prawa autorskiego).
- Umieszczanie bezprawnego tekstu w archiwum elektronicznym dostępnym w sieci w każdej wyszukiwarce bez linku czy adnotacji, że wyrokiem sądu uznany został za naruszenie dóbr osobistych nie jest odpowiedzialnym dziennikarstwem – mówił Witold Zielak.
Olgierd Porębski, przedstawiciel Presspubliki, która kupiła archiwum „Życia Warszawy” twierdził, że przepisy nie nakazują zaznaczania przy tekstach w Internecie wzmianki o orzeczeniach sądowych.

Naruszenie po raz drugi

Sąd Najwyższy w wyroku z 28 września br. uchylił wyrok dotyczącej powództwa Abdelsalama S.  i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
- Przeproszenie umieszczone w wydaniu papierowym gazety nie rekompensuje wszelkiej innej formy naruszenia dóbr umieszczonych na innych nośnikach, mimo niezmienionej formy – stwierdziła sędzia Teresa Bielska-Sobkowicz.
W ocenie Sądu Najwyższego błędnie przyjął Sąd Apelacyjny, że treść pojawiająca się w Internecie identyczna z ta, która ukazała się na papierze nie stanowi nowego zdarzenia.
SN podał przykład gazetki zakładowej, w której autor naruszył dobra osobiste innej osoby. Zapadł wyrok nakazujący przeproszenie. Następnie ta sama treść ukazuje się w krajowym dzienniku. Jest to jednak nowe zdarzenie naruszające dobra osobiste. A zatem za artykuł umieszczony w Internecie wydawca odpowiada jak za nowe naruszenie. Wyrok, który zapadł w poprzedniej sprawie nie objął wszystkich możliwych form publikacji.
- Sąd nie może pełnić roli cenzora – mówiła sędzia sprawozdawca. - Nie może nakazać wymazanie wszystkich treści w Internecie. – Zaprzestanie naruszania dóbr może polegać na zamieszczeniu wzmianki informującej o wyroku w wersji elektronicznej.
SN nie wypowiedział się jednak, co do fundamentalnej kwestii, czy artykuły w Internecie podlegają przepisom o archiwach.
Sygnatura akt I CSK 743/10

Komentarz: Sąd nie chce pełnić roli Wielkiego Brata