Prokuratura ustaliła, że między styczniem a marcem 2006 roku Stephen D., który prowadził hodowlę koni, nie gromadził zapasów pokarmu dla zwierząt, uznając, że powinna im wystarczyć trawa wygrzebywana spod śniegu. Ludzie proponowali mu zboże i siano, ale utrzymywał on, że zwierzęta same powinny się wyżywić. Zimą 2006 r. temperatury były bardzo niskie, w styczniu nocą sięgały nawet minus 25 stopni C. Konie nie miały także dostępu do wody.
W lutym i marcu 2006 część koni padła. Kiedy społeczny inspektor opieki nad zwierzętami Karina Schwerzler w połowie marca odebrała zwierzęta właścicielowi, ze stada 26 sztuk pozostało tylko 15. Prokuratura ustaliła, że sześć zwierząt padło z powodu niedożywienia i złej kondycji, a jedno z powodu ciężkiego porodu. Nie można ustalić przyczyn śmierci pozostałych zwierząt, gdyż nie zrobiono sekcji zwłok, ale przypuszczalnie było to również wygłodzenie.
Sprawa trafiła w 2006 roku do Sądu Rejonowego w Końskich, który w styczniu 2009 roku skazał Stephena D. na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. Stephen D. odwołał się od wyroku. Tak samo uczynili obrońcy praw zwierząt, którzy żądali kary bez zawieszenia.
Sąd Okręgowy w Kielcach w marcu 2010 roku zmienił wyrok koneckiego sądu wobec Stephena D., uchylając warunkowe zawieszenie kary.
Według SO działanie Stephena D. nie było - jak twierdził jego obrońca - błędem w sztuce hodowlanej; nie trzeba być zootechnikiem, żeby wiedzieć, że zwierzę potrzebuje pokarmu i wody. Stephen D. zaniechał podstawowych obowiązków hodowcy: karmienia i pojenia zwierząt. Było to celowe działanie, chodziło o wyhodowanie wytrzymałej i odpornej rasy koni. Skazany działał z premedytacją, w sposób konsekwentny i zdeterminowany, nawet wtedy, kiedy zwierzęta szukały wody i pożywienia na łąkach zalewanych ściekami komunalnymi, i kiedy zaczęły padać. (PAP)