Nadal jednak oceny budzą wśród sędziów zaniepokojenie. Np. Teresa Fleming-Kulesza, sędzia Sądu Najwyższego i przed dwie kadencje członek Krajowej Rady Sądownictwa, po zadeklarowaniu, że oceny same w sobie nie są złe, twierdziła, że pewien opór budzą w środowisku sędziowskim przewidziane w projekcie "cenzurki". - Mamy dostawać stopnie, jak w szkole. Może odbiór tych ocen byłby lepszy, gdyby miały one kończyć się jakimś opisem silnych i słabych stron sędziego, zamiast sformułowań typu: pozytywna, negatywna - mówiła. Krytycznie o ocenach wypowiadał się też sędzia Dariusz Wysocki z Sądu Okręgowego w Płocku. Ale także podkreślał, że kontrola i nadzór nad pracą sądów i sędziów nie jest niczym złym, chyba że przenika do orzecznictwa. - No ale sędzia nastawiony na sukces może ulec pokusie orzekania pod oczekiwania oceniających, co dzisiaj także przecież się zdarza - mówił.
Zdaniem sędziego Łukasza Piebiaka z warszawskiego sądu rejonowego i działacza Iustitii, proponowane w projekcie oceny to kolejny krok w poszerzaniu zakresu kontroli i nadzoru nad sędziami. - A przecież sędziowie już są kontrolowani i oceniani, przez sędziów wizytatorów i przez sądy wyższych instancji - mówił. - Do tego według założeń Ministerstwa Sprawiedliwości, proponowany system ocen to tylko "kij", a nie ma w nim "marchewki". Jeśli sędzia otrzyma złą ocenę, to wiadomo, że będą sankcje. Nie ma natomiast nic o korzyściach dla sędziego, który otrzyma ocenę pozytywną - mówił.
Z opiniami sędziego Plebiaka polemizował uczestniczący w debacie wiceminister sprawiedliwości Jacek Czaja. Przekonywał, że proponowany system ocen ma przede wszystkim służyć rozwojowi zawodowemu sędziów, podnoszeniu ich kwalifikacji, a w konsekwencji wyższej jakości orzecznictwa. Oceny będą podstawą do budowania ścieżek rozwoju zawodowego sędziów - mówił. Jednak minister musiał przyznać, że projektowanie tego systemu nie jest jeszcze kompletne.
- Jeśli resort ma dobrą koncepcję w tej dziedzinie, to dlaczego nie ma jeszcze projektu rozporządzenia w sprawie ocen okresowych, który powinien towarzyszyć projektowi nowej ustawy? - pytał sędzia Piebiak. I minister przyznał, że na posiedzenie Rady Ministrów skierowany został projekt ustawy z kompletem przepisów wykonawczych, ale za wyjątkiem tego jednego. - To dlatego, że jeszcze prowadzimy konsultacje z partnerami, a także zamówiliśmy u eksperta ze Szkoły Głównej Handlowej projekt takiego kompleksowego systemu ocen powiązanych z mechanizmem budowania ścieżki rozwoju zawodowego dla każdego ocenianego - mówił minister Czaja. I dodał, że dopiero gdy powstanie dobry projekt, zostanie on dołączony do projektu ustawy, który zapewne za parę tygodni trafi do Sejmu.
W każdym razie wiceminister sprawiedliwości deklarował, że rząd jest zdeterminowany wprowadzić oceny okresowe sędziów. Podobnie jak dyrektorów - menedżerów do sądów, którzy mają odciążyć sędziów i prezesów sądów od wielu obowiązków administracyjnych. Ten element projektu też większości sędziów nie podoba się. Odbierają to jako próbę ograniczania sędziowskiej niezależności i zwiększanie zakresu kontroli nad sądami ze strony ministerstwa sprawiedliwości. Minister Jacek Czaja próbował przekonywać uczestniczących w debacie sędziów, że nie ma takiego zagrożenia, a nawet, że poziom autonomii sądów wzrośnie. - Projekt ustawy przewiduje ograniczenia kompetencji nadzorczych ministra oraz poszerzenie uprawnień organów kolegialnych sądów - mówił wiceminister. Ale chyba uczestników debaty całkiem nie przekonał. Podobnie jak do tego, że zamiar likwidowania małych sądów oraz tworzenie większych wydziałów (w sądach mają być z zasady dwa wydziały: karny i cywilny) usprawni pracę i podniesie jakość orzecznictwa.
Czytaj także: Rząd zaczyna reformy w sądownictwie