Duże emocje wzbudzają wciąż proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmiany w ustroju sądów powszechnych. Środowisko sędziowskie, reprezentowane m.in. przez Krajową Radę Sądownictwa i Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia, krytykuje projekt i zarzuca resortowi niedostateczne konsultacje jego głównych założeń. Ministerstwo odrzuca te pretensje przypominając, że projekt jest znany od kilkunastu miesięcy i wszyscy zainteresowani mogli się na jego temat wypowiedzieć. Jak się jednak okazuje spór nie dotyczy formy pracy nad nową ustawą, ale istoty proponowanych zmian.

Dlaczego przewidziane w projekcie zmiany są potrzebne? Jak mówił podczas debaty zorganizowanej 7 grudnia br. przez wydawnictwo Wolters Kluwer Polska wiceminister sprawiedliwości Jacek Czaja, reformy w wymiarze sprawiedliwości to jeden z elementów zmian, jaki muszą przejść usługi publiczne w Polsce. - Sprawne państwo potrzebuje sprawnych usług, a wymiar sprawiedliwości należy do najważniejszych z nich – mówi wiceminister. A ponieważ wymiar sprawiedliwości nie jest jeszcze uznawany w Polsce za dostatecznie sprawny element systemu państwa, potrzebne jest poszukiwanie dla niego optymalnego modelu. Takiego, który połączy sprawiedliwe wyrokowanie w sprawach obywateli ze sprawnością działania, a przy tym nie będzie zbyt kosztowny.

Małe sądy do likwidacji

Do tych celów zmierzają proponowane w nowelizacji zmiany dotyczące organizacji sądów. Likwidowane mają być m.in. małe sądy, w których orzeka mniej niż 10 sędziów. Ich zadania przejmą sądy większe, obsługujące większe części kraju. Zdaniem resortu sprawiedliwości utrzymywanie takich sądów nie ma uzasadnienia, trudno w nich zorganizować pracę. – Cierpi także jakość orzecznictwa – mówi wiceminister Czaja. – Jeśli w np. sądzie rodzinnym przez wiele lat orzeka tylko jeden sędzia, to on już na pamięć zna problemy wielu uczestników swoich postępowań, a więc może zatracić poczucie dystansu i obiektywizmu – mówi minister. Jednak likwidacja małych sądów nie podoba się części środowiska sędziowskiego. Nie tylko tym sędziom, którym ta zmiana może zmienić warunki pracy. Krytycznie o pomyśle wypowiada się też Stanisław Dąbrowski, prezes Krajowej Rady Sądownictwa, partner wiceministra w tej debacie. – Mały sąd to nie zawsze zły sąd – mówi. I przypomina, że sądy są także w małych miastach czynnikiem kulturotwórczym i elementem lokalnego prestiżu, co oznacza, że przeciwko proponowanej reformie będą protestować samorządy terytorialne.

Za dużo władzy dla dyrektorów

Krajowa Rada Sądownictwa krytykuje także zamiar utworzenia we wszystkich sądach stanowisk dyrektorów oraz nadania im statusu, który zdaniem Rady oznaczać będzie dwuwładzę. Wiceminister Czaja argumentuje, że  wprowadzanie zasad profesjonalnego zarządzania do sądów jest konieczne, że nie da się w wymiarze sprawiedliwości unikać dyskusji o kosztach, sprawności i efektywności działania. Jednak prezes KRS uważa, że jeśli dyrektor będzie przełożonym wszystkich pracowników sądu, a do tego będzie dysponentem pieniędzy, to on będzie faktycznym szefem. - Czy to nie będzie miało negatywnego wpływu na orzecznictwo? Czy orzekanie i sędziowie nie staną się dodatkiem do systemu?– pyta sędzia Dąbrowski. Uczestniczący w debacie sędzia Waldemar Żurek z Krakowa dodaje, że zagrożeniem dla jakości orzecznictwa może być również to, że taki dyrektor może chcieć się wykazać menedżerskimi sukcesami. – Gdy np. zacznie ciąć koszty, to może się to odbić na jakości orzekania – mówi sędzia Żurek. Wątpliwości co do projektowanej pozycji dyrektora sądu ma także sędzia NSA Irena Kamińska, była prezes Stowarzyszenia Iustitia. Jej zdaniem dyrektor powinien być administratorem i przełożonym wszystkich pracowników sądu, ale nie sędziów. – Tylko podległość prezesowi zapewni ich niezależność i niezawisłość – mówi sędzia Kamińska.

Minister rządzi przez dyrektorów

Środowisku sędziowskiemu i Krajowej Radzie Sądownictwa nie podoba się proponowana w projekcie nowelizacji zasada pionowej podległości dyrektorów sądów. Byliby oni, przy swoich szerokich kompetencjach, niezależni od prezesów, a podlegaliby dyrektorom sądów wyższego szczebla. Dyrektor sądu rejonowego dyrektorowi okręgowemu, a ten dyrektorowi sądu apelacyjnego, który podlegałby bezpośrednio ministrowi sprawiedliwości. Zdaniem prezesa KRS stworzy to prostą strukturę nadzoru szefa resortu nad sądami. Generalnie, zdaniem sędziego Stanisława Dąbrowskiego projekt zmierza do zwiększenia zakresu władzy ministerstwa nad sądami, a ograniczenia roli KRS w tym zakresie. – Właśnie obserwujemy jak Ministerstwo Sprawiedliwości wyzbywa się nadzoru nad prokuraturą. Czy nie zechce sobie tego zrekompensować większym nadzorem nad sądami? – pyta prezes KRS. – Nie mamy żadnej pokusy do poszerzania tej władzy – replikuje minister Jacek Czaja. Sędzia Dąbrowski nie podważa tej deklaracji i dodaje, że nie takich podejrzeń w stosunku do obecnego ministra Krzysztofa Kwiatkowskiego czy jego zastępcy Jacka Czai. Ale podkreśla, że ustaw o charakterze systemowym nie uchwala się dla konkretnych ludzi. – Zasady, które wprowadzamy, muszą nas chronić przed wszelkimi możliwymi sytuacjami, a więc także przed politykami, którzy kiedyś mogliby mieć pokusę sięgnięcia po władzę nad sędziami i ich wyrokami – mówi Stanisław Dąbrowski.

Samorządności więcej, ale z ograniczeniami

Prezesa KRS i wielu innych sędziów niepokoją propozycje zmian dotyczące samorządności sędziowskiej. Tymczasem minister Czaja twierdzi, że zawarte w tej dziedzinie zmiany spowodują poszerzenie samorządowych uprawnień sędziów, które w ostatnich latach zostały poważnie ograniczone. – Obecnie minister mianuje prezesów sądów, zasięgając tylko opinii samorządu sędziowskiego. Według nowego projektu prezesi wybierani byliby przez sędziów – mówi minister. Podkreśla także, że zwiększona byłaby rola sędziów sądów rejonowych w zgromadzeniach sędziowskich, że wybierałyby one członków Krajowej Rady Sądownictwa. Sędzia Irena Kamińska uznaje, że w tych propozycjach jest widoczne poszerzenie sędziowskiej samorządności, ale zauważa też, że zgodnie z projektem, tych wybranych przez sędziów prezesów minister będzie mógł bez ograniczeń odrzucać. – Jeśli minister będzie z tego uprawnienia korzystał, to ten element samorządności szybko stanie się iluzoryczny – mówi sędzia Kamińska.

Strach przed ocenami

Wiele niepokoju wśród sędziów wzbudza także zamiar wprowadzenia okresowych ocen sędziów. Do dotychczasowych analiz dotyczących ich orzecznictwa dojść mają oceny dotyczące sprawności działania, wydajności pracy, efektywności. Oficjalnie żaden sędzia czy działacz sędziowskiego samorządu takiej potrzeby nie neguje, ale także w tym przypadku zgłaszane są wątpliwości co do ewentualnego wpływu takich ocen na poczucie niezależności sędziów. Wiceminister sprawiedliwości nie uznaje takich zastrzeżeń i przypomina, że dotychczas sędziów oceniano tylko przy okazji ich starań o awans. - W praktyce nie prowadzono więc takich działań przez wiele lat, a gdy sędzia nie zabiegał o awans, to mógł nigdy nie być oceniany. Takiej sytuacji nie można tolerować – mówi Jacek Czaja i przekonuje, że system ocen powinien być do wymiaru sprawiedliwości wprowadzony. Podobnie jak wszystkie inne proponowane w projekcie nowelizacji zmiany. – Oddzielanie orzecznictwa od zarządzania i organizacji, poszukiwanie efektywności i racjonalizowanie kosztów, to jest obecnie tendencja ogólnoeuropejska – mówi wiceminister Czaja. - A ponieważ my mamy jeden z najdroższych w Unii Europejskiej systemów sprawiedliwości (w relacji do PKB – przyp. autora), to tym bardziej musimy się zmierzyć z tym problemem – przekonuje Jacek Czaja.
Sędzia Stanisław Dąbrowski uznaje wiele z tych argumentów, ale całkiem przekonany nie jest. Jego zdaniem oddzielenie administracji od orzekania pogorszy jakość pracy sądów. – Administracja ma służyć orzecznictwu – konkluduje prezes Krajowej Rady Sądownictwa.

Wiele wskazuje na to, że poszukiwanie satysfakcjonującego wszystkich modelu reformy sądownictwa jeszcze potrwa.