W czerwcu 2008 r. protestujący wywiesili na gmachu ministerstwa transparent "Premierze, nie hamuj postępu. Czysta energia teraz!". Jak mówiła wówczas rzeczniczka Greenpeace Ewa Jakubowska, ekolodzy domagali się, żeby polski rząd, a przede wszystkim minister gospodarki Waldemar Pawlak, postawił na odnawialne źródła energii, a nie "skazywał Polskę na pozostawanie energetycznym skansenem Europy i ciągle bycie uzależnionym od węgla". W czasie akcji w ministerstwie trwało spotkanie wicepremiera Pawlaka z unijnym komisarzem ds. środowiska Stavrosem Dimasem nt. przyszłości energii w Polsce i w Europie.
W piątek sąd zdecydował, że sprawę sześciorga ekologów (troje Polaków i troje Niemców) należy umorzyć. Nie było to jednak pierwsze postępowanie przeciwko nim. Początkowo działaczy Greenpeace próbowano sądzić w trybie 24-godzinnym, ale nie udało się, ponieważ jedyny świadek, który zgodził się przeciwko nim zeznawać, nie stawił się przed sądem. Potem sąd skazał ekologów w trybie zaocznym, każdemu z nich nakazując zapłacenie po 500 zł. Działacze Greenpeace wnieśli jednak sprzeciwy do tego wyroku, więc sprawa trafiła do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.
Pierwsza rozprawa odbyła się w grudniu 2010 r. Stawili się na niej wszyscy oskarżeni, łącznie z trójką Niemców (jedna kobieta była w zaawansowanej ciąży) i Polakiem, który obecnie pracuje w Norwegii. Natomiast nie było wówczas nikogo z prokuratury, która oskarżyła ekologów o naruszenie miru domowego, ani żadnego przedstawiciela pokrzywdzonego, czyli Ministerstwa Gospodarki.
Reprezentujący ekologów mec. Mikołaj Pietrzak wniósł wtedy o umorzenie postępowania, bowiem jego zdaniem czyn działaczy Greenpeace nie dość, że nie był społecznie szkodliwy, to wręcz miał pozytywny wpływ na społeczeństwo. Ponadto obrońca oskarżonych argumentował, że wejście na dach ministerstwa nie wypełnia znamion artykułu Kodeksu karnego, który mówi o naruszeniu miru domowego.
W piątek przed sądem pojawił się pełnomocnik resortu gospodarki mec. Michał Malicki. Posiedzenie było bardzo krótkie, bowiem mec. Malicki pozostawił do uznania sądu wniosek obrońcy ekologów.
Sąd postanowił sprawę umorzyć, a kosztami postępowania obciążyć Skarb Państwa. Sędzia Anna Kwiatkowska co prawda uznała, że mir domowy został przez protestujących naruszony, bo przebywali na cudzym terenie i odmówili wykonania polecenia opuszczenia go. Jednak - argumentowała - nie można uznać postępowania ekologów za czyn karalny, bo jego społeczna szkodliwość była znikoma. "Oskarżeni znajdowali się na dachu krótko. Pikieta była spokojna. (...) Protestującym przyświecał pozytywny społecznie cel" - podkreśliła w ustnym uzasadnieniu.
Postanowienie o umorzeniu postępowania nie jest prawomocne, jednak pełnomocnik MG podkreślił w rozmowie z PAP, że jego zaskarżenie przez resort "nie miałoby sensu". Teoretycznie mogłaby to zrobić prokuratura, ale jej przedstawiciela w piątek nie było w sądzie.
Rafał Lesiecki (PAP)