Opcje walutowe stały się słynne pod koniec 2008 r., gdy zaczął spadać kurs złotego. Stowarzyszenie na rzecz Obrony Polskich Przedsiębiorstw skupiające firmy poszkodowane na opcjach szacuje, że łączne straty firm z tego tytułu mogły wynieść nawet 100 mld zł.  W 2008 r. jej dyrektor finansowy w spółce Jakubasa- Ferroco, Szymon M. zawarł z kilkoma bankami umowy, które zobowiązywały je do płacenia Feroco za euro w uzgodnionej cenie. Gdy złoty się osłabił, Feroco na koniec 2008 r. miało do zapłacenia prawie 150 mln zł. Jakubas oddał jednemu z banków ponad 30 proc. udziałów. Według pelnomocników Jakubasa Szymon. M  spekulował z bankami bez pełnomocnictwa firmy. Sprawa trafiła do prokuratury.  Prokuratura po dwóch latach śledztwa postawiła właśnie Szymonowi M. zarzuty. - Chodzi o działanie na szkodę spółki poprzez nadużycie udzielonych mu uprawnień, niezachowanie ostrożności przy zawieraniu umów z bankami i doprowadzenie do szkody wielkich rozmiarów - powiedział  "Gazecie Wyborczej" prokurator Marcin Matecki, który przychyla się do opinii, że opcje ocierały się o hazard. Podstawą zarzutów jest opinia biegłego, który przez ponad rok badał umowy Feroco z bankami. Jego wnioski - konstrukcja umów była niekorzystna dla Feroco - nie uwzględniały, że kurs euro może się odwrócić, a M. nie zabezpieczył firmy od tego ryzyka.

Prokuratura zauważyła też, że Szymon M. mógł zaciągać zobowiązania w imieniu spółki do pół miliona euro, a zakłady o kursy walut były wyższe. Adwokat Przemysław Maciak reprezentujący Jakubasa: - Statut jasno określał ten limit, M. go ignorował. Wojciech Bąkowski, adwokat Szymona M., twierdzi, że jego klient po prostu realizował politykę Feroco: - Jego poprzednika zwolniono właśnie za to, że nie zawierał opcji i firma traciła na zmianach kursu. Adwokat podejrzanego uważa też, że jego klient nie mógł przewidzieć, że złoty poleci nagle w dół, a tylko wtedy umowa była niekorzystna, nie zaś od samego początku, jak twierdzi biegły.