Chodzi o zdarzenia z czerwca 2013 r., gdy w niedzielę pogoda nagle zmieniła się z upału w oberwanie chmury (to wtedy zalana została Trasa AK, skutkiem czego zapadła decyzja o jej przebudowie). Tego dnia trójka niewidomych (dwoje korzysta z pomocy psów asystujących, a trzeci posługuje się białą laską) postanowiła schronić się przed nadchodzącą burzą w warszawskiej restauracji Blue Cactus.
Jak twierdzą powodowie, nie wpuszczono ich do środka, argumentując, że w lokalu są dzieci, które psy mogą pogryźć. Miały także paść słowa, że restauracja woli zapłacić odszkodowanie za niewpuszczenie niewidomych niż za pogryzione dzieci. Trójce z psami zaproponowano miejsce na patio.
Sprawa trafiła do sądu, bo powodowie uznali, że nie wpuszczono ich do lokalu, podczas gdy ustawa gwarantuje im, że w miejscach użyteczności publicznej mają prawo przebywać z psem przewodnikiem. Żądali za to od spółki będącej właścicielem restauracji przeprosin w prasie oraz 50 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny.
Pozwana spółka Santa Fe Partners chciała oddalenia powództwa, na które odpowiedziała pozwem wzajemnym. Jej pełnomocnik, mec. Leszek Kot, powiedział PAP, że firma pozwała powodów w związku z tym, że rozpowszechniają nieprawdziwe informacje o tym, jakoby ich nie wpuszczono do restauracji - podczas gdy proponowano im miejsce na patio.
W środę sędzia Jacek Tyszka oddalił oba powództwa - główne i wzajemne oraz orzekł, że ani właściciel restauracji nie musi przepraszać niewidomych, bo nie doszło do dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność, ani też powodowie nie muszą przepraszać właściciela restauracji za szkalowanie go w mediach.
Zeznania powodów sąd uznał za wiarygodne tylko w części. "Powodowie nieprecyzyjnie zapamiętali przebieg wizyty w lokalu Blue Cactus. Były też rozbieżności ws. pogody - raz twierdzili, że gdy przyszli do restauracji, było przed burzą, w innym, że w trakcie, a w jeszcze innym - że zdążyli dojść do innej restauracji przed burzą. Te różnice w zeznaniach rzutują, o ile nie podważają, wiarygodności" - mówił sędzia Tyszka.
Jak uznał sąd, powodom nie odmówiono wstępu do restauracji i skorzystania z oferty, bo zaproponowano im miejsce na osłoniętym patio. "Taka propozycja padła, ponieważ wewnątrz nie było dość miejsca, wolnego dużego stolika i warunków do pobytu trzech niewidomych osób i dwóch psów. Gdy zdarzenie miało miejsce, w restauracji było wielu gości, a powodowie nie mieli rezerwacji. Zachowanie obsługi, propozycja miejsca na patio, nie było uwłaczające godności. Powodowie nie byliby tam narażeni na potrącenia, byłoby też komfortowo dla psów. Nawet nie sprawdzali miejsca na patio, nie mogą więc teraz mówić, że miejsca były nieodpowiednie" - wyliczał sędzia Tyszka.
Według niego wypowiedzi obsługi o psach (że mogłyby pogryźć dzieci) nie były bezpośrednią przesłanką wskazania miejsca na patio, bo obiektywnie brak było odpowiednich miejsc wewnątrz. "Zachowanie pracowników, by nie sadzać gości przy dwuosobowych miejscach w przejściu, było racjonalne. W okolicznościach tej sprawy nie było to dyskryminacją z uwagi na niepełnosprawność. Trudno wymagać, aby restaurator przeorganizował lokal w ten sposób, by spełnić ich oczekiwania. Skoro zdecydowali się nie skorzystać z propozycji restauracji, nie mogą twierdzić, że naruszono ich wolność" - ocenił sędzia.
Zarazem sąd przyznał, że powodowie - formułując komentarze o tym, jak potraktowano ich w restauracji - naruszyli dobre imię firmy ocenami w mediach. "W okolicznościach sprawy powodowie nie działali jednak bezprawnie. Wykazali, że ich negatywne emocje wynikały z konkretnej sytuacji. Wolność słowa, rozumiana w znaczeniu prawa do krytyki, w realiach tej sprawy ma pierwszeństwo - historia, którą przedstawiali, nie była wymyślona. Krytyka była wywołana emocjami. Kluczowe były słowa, że psy mogą być niebezpieczne - to uzasadnia ich krytykę" - wskazał sędzia Tyszka.
Wyrok jest nieprawomocny i można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Już wiadomo, że pełnomocnicy niewidomych powodów złożą apelacje, bo uważają, że rację mają ich klienci.
Właściciel restauracji Piotr Grajewski, choć zadowolony z wyroku, wyraził ubolewanie, że jego firma przez wiele miesięcy była przedstawiana w mediach jako nietolerancyjna. "To są zachowania, których my nie chcemy, którymi gardzimy. Zawsze byliśmy przyjaźni ludziom i zwierzętom" - zapewnił. (PAP)