archiwum.rp.pl/artykul/1283095-Na-ratunek-milionom-podpisow.html#.VcGPWvnF48I

Jak przypomina "Rzeczpospolita", chodzi o podpisy pod niektórymi obywatelskimi projektami ustaw. By zostały wniesione do Sejmu, musi je poprzeć co najmniej 100 tys. osób. Nie ulegają dyskontynuacji, co oznacza, że jeśli posłowie nie zakończą nad nimi prac, przechodzą do drugiej kadencji. Jednak do trzeciej już nie. Tymczasem z 11 projektów obywatelskich leżących obecnie w Sejmie aż siedem wniesiono w latach 2007–2011.
To m.in. projekt uzależniający przejście na emeryturę od stażu pracy. 700 tys. podpisów zebrało pod nim Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. 300 tys. osób poparło inny projekt – mający podnieść płacę minimalną, a 215 tys. obywateli wzięło udział w głośnej zbiórce w 2010 roku pod ustawą w sprawie powrotu do Polski rodaków deportowanych do ZSRR.
– Obywatele decydują o przyszłości państwa, więc politycy powinni pamiętać o nich nie tylko przy okazji wyborów, a ich inicjatywy traktować priorytetowo – uważa poseł PSL Tomasz Makowski. Dlatego złożył w Sejmie projekt ustawy mającej uratować 1,96 mln podpisów. Chce znieść ograniczenie dwóch kadencji, po których projekty trafiają do niszczarki, co oznacza, że mogłyby leżeć w Sejmie bezterminowo. Więcej>>>

Czytaj: Poseł Artur Dębski: projekty obywatelskie nie tracą aktualności>>>