Rozmowa z dr Olgą Marią Piaskowską, starszym asystentem sędziego w Izbie Cywilnej Sądu Najwyższego, adiunktem na Wydziale Prawa Uniwersytetu SWPS, autorką i współautorką licznych publikacji z zakresu postępowania cywilnego i organizacji wymiaru sprawiedliwości

 

Aleksandra Partyk: W sądach młyny mielą wolno. Pandemia raczej nie wpływa pozytywnie na zmiany w tym zakresie?

Olga M. Piaskowska: Pandemia na pewno wpływa na problem terminu zakończenia postępowań sądowych. Część sądów funkcjonuje w sposób ograniczony, część pracowników okresowo nie pracuje. Problemów nie rozwiązały regulacje wprowadzane w kolejnych tzw. ustawach tarczowych. Na podstawie ustaw wprowadzono do Kodeksu postępowania cywilnego takie rozwiązania, które mogą prowadzić do naruszenia podstawowych praw stron. W szczególności chodzi tu o prawo do jawnej rozprawy. Obecnie istnieje możliwość prowadzenia postępowań niejawnych w bardzo wielu przypadkach. Fundacja Court Watch Polska alarmuje, że niektóre osoby nie są wpuszczane do sądów, nie mogą brać udziału w rozprawach. Udział publiczności na rozprawach jest limitowany z powodu ryzyka rozprzestrzeniania się wirusa. Można powiedzieć, że skoro sądy mogą w szerszym zakresie rozpoznawać sprawy na posiedzeniach niejawnych (taką możliwość dają zmiany wprowadzone tzw. ustawami tarczowymi), to postępowania powinny być rozpoznawane sprawniej, choć oczywiście problem możliwości ograniczenia praw jest tu niezwykle istotny.

Czytaj w LEX: Sporządzanie pism procesowych po nowelizacji - zagadnienia praktyczne >

Czytaj: Długie czekanie na sprawiedliwość w sądach pracy, wyrok w czasie wypowiedzenia nierealny>>
 

Co z okresem lockdown’u, kiedy sądy były de facto zamknięte?

Część sędziów z różnych względów nie wykonywała wówczas czynności orzeczniczych. Takie sytuacje zapewne wpływają na długość prowadzonych postępowań. Nie oznacza to jednak, że pandemia - jako taka - może doprowadzić do stwierdzenia przewlekłości postępowania. Trzeba pamiętać, że czym innym jest nadmierna długość postępowania, a czym innym przewlekłość postępowania. Biorąc pod uwagę kryteria wskazywane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka co do tego kiedy postępowanie może być uznane za przewlekłe, to w naszym systemie większość postępowań prowadzona jest zbyt długo.

Czytaj w LEX: Prawa i obowiązki pełnomocników procesowych w praktyce w związku z koronawirusem >


Jakie to terminy?

Według Trybunału sprawa w pierwszej instancji powinna trwać do 3 lat w pierwszej instancji, do 5 lat – łącznie w obu instancjach. Patrząc na sprawy rozpoznawane przez sądy polskie, znaczna część z nich jest dotknięta przewlekłością. Sama pandemia wpływa na długość postępowania. Powstaje jednak pytanie, czy z punktu widzenia szybkości rozpoznawania spraw obecna pandemia może być traktowana jako sytuacja wyjątkowa. Taka sytuacja miała miejsce w momencie, gdy wprowadzono szereg obostrzeń dotyczących przemieszczania się, gdy była mowa o stanie zagrożenia epidemiologicznego, czy epidemii. Obecnie de facto te restrykcje nie obowiązują. Teoretyczne założenie jest więc takie, że każdy sąd powinien wrócić – tak jak firmy – do normalnego funkcjonowania. Państwo jest obowiązane do zorganizowania wymiaru sprawiedliwości w sposób sprawny, ale w przypadku stan zagrożenia epidemiologicznego lub epidemii – za czas ich trwania  nie odpowiada, z punktu widzenia przewlekłości postępowań. Nie oznacza to jednak, że część z postępowań, które na stan epidemii się „załapały”, nie będzie przewlekłych finalnie. Mogą one – przykładowo – trwać dalsze pięć lat.

Zobacz w LEX: Funkcjonowanie kancelarii prawnej w czasie epidemii koronawirusa - nagranie ze szkolenia >

Czasami słyszymy o zamknięciu określonego sądu z powodu pandemii. Czy taka sytuacja może rzutować na stwierdzenie przewlekłości konkretnego postępowania prowadzonego w tym sądzie?

Gdyby sąd był zamknięty przez okres dwóch tygodni, to nie jest to długo z punktu widzenia szybkości rozpoznawania spraw. Przy ocenie przewlekłości postępowania należy brać pod uwagę całość postępowania. Czas to tylko jedno z kryteriów, które podlegają analizie. Istotny jest rodzaj sprawy – niektóre powinny być rozpoznawane szybciej. Sprawa sprawie nie jest równa. Mamy sprawy nieskomplikowane, które nie powinny być rozpoznawane długo. Zdarzają się jednak także sprawy trudne pod względem prawnym lub w sferze postępowania dowodowego. Takie kwestie czasami wpływają na to, że określona sprawa będzie rozpoznawana dłużej. Kryterium czasu jest istotne, ale inne kwestie też są brane pod uwagę przy ocenie przewlekłości postępowania. Na pewno okres 14 dni niepodejmowania czynności nie jest długi. W mojej ocenie sama taka sytuacja nie może przesądzić o uznaniu, że dane postępowanie jest prowadzone w sposób przewlekły. Jeśli sędzia ma 1000 spraw w referacie, to nie jest on w stanie podjąć czynności w każdej sprawie codziennie. Jeśli sędzia sięgnie do określonej sprawy po pół roku, lecz kończy ją na pierwszej rozprawie, to postępowanie nie jest przewlekłe. Sędzia z drugiej strony może podejmować regularnie czynności, np. co 14 dni i do przewlekłości dojdzie, jeśli będą to zarządzenia, które nic do sprawy nie wnoszą i nie zmierzają do zakończenia postepowania. Z tego względu okres 14-dniowej kwarantanny pracowników sadu nie ma zasadniczego znaczenia dla oceny przewlekłości konkretnego procesu.

Zobacz w LEX: Spory sądowe w związku z epidemią koronawirusa - nagranie ze szkolenia >

Czytaj: SN: Niespieszne rozpoznanie wniosku o ustanowienie pełnomocnika niekoniecznie przewlekłością>>
 

Jeśli w danym sądzie część sędziów oraz pracowników jest chora lub przebywa na kwarantannie, z pewnością wydłuża się moment zakończenia wielu postępowań. Czy usprawiedliwiona nieobecność sędziego, jego sekretarza lub asystenta może przemawiać za niestwierdzeniem przewlekłości procesu?

Gdyby zarządzenia były niewykowane lub sędzia nie podejmowałby okresowo czynności, to w sprawie może dojść do przewlekłości postępowań. Pamiętać należy, że nie ma znaczenia, czy dana osoba zapadła na koronawirusa, czy na jakąkolwiek inną chorobę. Jeśli dana osoba jest na długim zwolnieniu, np. związanym z długotrwałą chorobą, to przewodniczący wydziałów powinni zadbać o kwestie organizacyjne, aby czynności były wykonane przez inne osoby. Państwo odpowiada za zorganizowanie sprawnego wymiaru sprawiedliwości. Nie ma to związku z konkretnym sędzią, czy pracownikiem sądu. Państwo powinno zapewnić takie działania wymiaru sprawiedliwości, aby nie dochodziło do przewlekłości procesów. Wiemy, jak wygląda to w praktyce. Często problemem jest to, że nie ma ludzi do pracy – choćby z przyczyn ekonomicznych.

Czytaj w LEX: Mediacja w erze Covid-19 (koronawirusa) >

Czy tzw. w ustawach tarczowych wprowadzono rozwiązania dotyczące skarg na przewlekłość?

- W jednej z nowelizacji ustawy z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych przewidziano przepis art. 15zzs ust.11, który odnosi się do problemu skarg na przewlekłość postępowań. Na jego podstawie zaprzestanie czynności przez sąd, organ lub podmiot, prowadzące odpowiednio postępowanie lub kontrolę, w okresie, o którym stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii nie może być podstawą wywodzenia środków prawnych dotyczących bezczynności, przewlekłości lub naruszenia prawa strony do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki. Przepis ten de facto wyłączył możliwość wnoszenia na podstawie tych okoliczności skutecznych skarg na przewlekłość postępowania. Nawet gdyby regulacji tej nie wprowadzono, to tak jak mówiłam, okres ten nie powinien być brany pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności skarg na przewlekłość. Nie są to okoliczności, za które państwo może ponosić odpowiedzialność.

 

Art. 15zzs ustawy został uchylony. Możemy więc spodziewać się wnoszenia skargi na przewlekłość postępowań?

Przepis art. 15zzs ust. 11 dotyczył stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii. Takiej sytuacji w tej chwili nie ma.

Czy w innych krajach funkcjonują lepsze rozwiązania, które warto przenieść do polskiego prawa?

Nie sądzę, aby był to problem tylko Polski. Polska jest jednym z wielu krajów, które borykają się z problemem przewlekle prowadzonych postępowań. Nie jesteśmy w czołówce państw, w których sprawy są wolno rozpoznawane. Na podstawie rozmów z sędziami podczas szkoleń widzę, że jest nadmierna ilość spraw w stosunku do liczby osób, które nimi się zajmują. Sądy mają też zbyt szeroką kognicję. Często zajmują się sprawami bardzo błahymi. Ostatnia nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego z 2019 r. miała doprowadzić do usprawnienia pracy sądów w sprawach cywilnych. Wprowadzone regulacje to tylko maleńka kropla w morzu potrzeb. Być może nie ma zbyt mało sędziów, ale na pewno brakuje pracowników sekretariatów. Poza tym nie do końca sprawny jest system doręczeń. Problemem jest też rozkład spraw w sądach rejonowych, okręgowych i apelacyjnych. Na pierwszej linii frontu są sędziowie orzekający w sądach rejonowych i jest ich zbyt mało względem ilości spraw, które mają rozpoznać. Wszystko to wpływa na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

Gdybyśmy zmienili Kodeks postępowania cywilnego, czy mamy szanse na szybsze rozpoznawanie spraw?

Nie sądzę, że to jest kwestia zmiany Kodeksu postępowania cywilnego. Zmiana procedury raczej nie wpłynie na szybkość rozpoznawania spraw. To raczej kwestia zmian systemowych. Brakuje środków na wymiar sprawiedliwości. Konieczne jest doetatyzowanie sądów. Gdy nie ma pracowników, którzy mogliby wykonać zarządzenia sędziów, to nie są one szybko realizowane. Pamiętać należy o liczbie wolnych etatów na stanowisko sekretarzy sądowych. Za nieduże pieniądze wiele osób nie chce pracować, tym bardziej, że stawiane są im wysokie wymagania.

Chodzi o kwestię wyższego wykształcenia?

Wymóg ten w pewnym stopniu jest uzasadniony. Nie wydaje mi się jednak, aby wyższe wykształcenie było konieczne do sprawnego wykonywania czynności w sądzie. Są kursy z biurowości. To nie są kwestie tak skomplikowane, aby konieczne było posiadanie wyższego wykształcenia. Pamiętajmy, że często pracownicy sekretariatów uzyskują pensję w wysokości zbliżonej do minimalnego wynagrodzenia za pracę. Odchodzą z sądów, jeśli mają możliwość uzyskania wyższych zarobkach w innym placówkach, czy zakładach pracy. Z pracy w sądzie rejonowym pamiętam panią, która wiele lat temu była pracownikiem sekretariatu, choć nie miała matury. Była fantastycznym sekretarzem. Dzięki swojej długoletniej praktyce, potrafiła dostrzec błędy, np. w obliczeniach kosztów sądowych i często wyznaczano ją do pomocy młodym sędziom i referendarzom.