Na specjalnej konferencji prasowej Seremet wskazał, że to on jako Prokurator Generalny zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepisy pozwalające policji i służbom specjalnym stosować kontrolę operacyjną i sięgać do materiałów teleinformatycznych z pominięciem przepisów o tajemnicy dziennikarskiej. "Przypominam to, żebyście państwo nie myśleli, że moje słowa to pusty frazes" - dodał.
Czytaj także: OBWE wyraziła zaniepokojenie wydarzeniami w redakcji "Wprost">>>
Prawo zakłada użycie przemocy dla odebrania dowodów - przypomniał w czwartek prokurator generalny Andrzej Seremet wyjaśniając zasady prawne dotyczące wydawania dowodów w śledztwie. Ten przepis nie został jednak użyty - zarządzono przeszukanie - podkreślił.
Przypomniał, że podczas środowej próby uzyskania nośników z nagraniami nielegalnych podsłuchów, które opublikowała "Wprost", prokuratorzy nie pojechali z "tabunem funkcjonariuszy ABW, z kordonami policji, nie wchodzili z wyłamywaniem drzwi".
Czytaj także: Adw. Dubois: prokuratura działała w redakcji "Wprost" zgodnie z procedurą karną>>>
"Prokuratorzy wysłali dwóch funkcjonariuszy ABW, którzy przedstawili przedmiot swoich oczekiwań i poprosili pana redaktora naczelnego, poprosili o to, żeby udostępnił ten materiał" - powiedział prokurator generalny. Spotkali się z odmową, ale nie użyto sankcji, o której mówię, tylko zarządzano przeszukanie - wyjaśnił.
Andrtzej Seremet stwierdził też, że prokuratura nie może dysponować materiałem będącym tajemnicą dziennikarską w sposób swobodny, bo zanim uzyskałaby do niego dostęp, sąd musiałby wyrazić na nią zgodę, a naczelny "Wprost" to uniemożliwił .
W długiej wypowiedzi na temat zasad postępowania z materiałami zawierającymi tajemnicę zawodową taką jak dziennikarska, Seremet przypomniał, że gdy prokurator żąda wydania określonych rzeczy, a ich dysponent informuje, że treści na nośniku zawierają tajemnicę dziennikarską, wówczas ten dokument lub nośnik jest zapieczętowywany tak, by nikt nie mógł się z nim zapoznać, zaś sprawa trafia do sąd. "To sąd na posiedzeniu bez udziału prokuratora ani dziennikarza decyduje, czy zabezpieczony materiał zawiera informacje stanowiące tajemnicę, czy też nie - i zezwala na wykorzystanie go w postępowaniu prokuratury, lub się na to nie zgadza" - mówił Seremet. Podkreślił, że gdyby sąd stwierdził, że w takim zabezpieczonym materiale są dane identyfikujące informatora, który zastrzegł sobie anonimowość, to nie zgodziłby się na przekazanie takiej informacji do śledztwa.
Czytaj także:
Adwokatura broni redakcji "Wprost">>>
Fundacja Helsińska zaniepokojona naruszaniem wolności prasy>>>
Seremet podkreślił podczas konferencji, że redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski informował prokuratorów, iż zapis nagrania jest w jego komputerze i początkowo chciał im przekazać to nagranie, ale następnie zmienił zdanie i odmawiał nawet wykonania kopii jego komputera. "Tym samym uniemożliwił dokonanie sądowej kontroli materiału. (...) Mówił, że wyda go, jak sąd zezwoli, żądał nakazu sądu - a nie ma czegoś takiego" - dodawał prokurator generalny.
Więcej: Prokuratura: czekamy na zadeklarowane przez "Wprost" przekazanie nagrań>>>
Seremet podkreślał, że działania prokuratury i ABW w redakcji tygodnika "Wprost" miały na celu zdobycie określonego dowodu, a nie pognębienia prasy i zamknięcia jej ust. Taśmy to dowód niezwykle ważny - dodał szef PG.
"W tej sprawie najbardziej uderza mnie to, że do wczorajszego wieczoru miałem wrażenie, że byliśmy razem - prokuratura i media, w tym redakcja tygodnika +Wprost+, że chodziło nam o to, żeby wykryć sprawcę przestępstwa nielegalnego zakładania podsłuchu, które jest w prawie polskim karane" - powiedział prokurator. Dodał, że chodziło także o to, żeby ustalić, czy doszło do przestępstwa i zebrać na to dowody. "Wczorajszego wieczoru nagle ten wspólny front się podzielił. Część z państwa, w szczególności redakcja tygodnika +Wprost+, uznaje, że prokuratura złamała prawo, łamie standardy konstytucyjne i chce wręcz zburzyć porządek demokratyczny naszego państwa. Otóż tak nie jest" - powiedział Seremet. (ks/pap)