Z punktu widzenia niezależności wymiaru sprawiedliwości od władzy wykonawczej zrobiono w Polsce bardzo dużo. Sądy mają zabezpieczoną niezależność - twierdzi prof. Andrzej Zoll, były RPO, b. prezes TK, kierownik katedry prawa karnego na Wydziale Prawa UJ. Należy się jednak zastanowić, czy rzeczywiście nie wyłączyć nadzoru nad sądami spod Ministerstwa Sprawiedliwości i oddać go w ręce Krajowej Rady Sądownictwa. W takiej sytuacji trzeba przyznać ministrowi sprawiedliwości instrumenty nadzoru i kontroli poprzez wzmocnienie możliwości zaskarżania orzeczeń sądowych i decyzji prokuratury do sądów wyższej instancji oraz rozbudowanie uprawnień kasacyjnych. Władza wykonawcza musi mieć możliwość kwestionowania pewnych rozstrzygnięć przez sądy i zaskarżania decyzji do najwyższych organów sądowych.
Bardzo dobrą decyzją było rozdzielenie urzędu ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego - podkresla prof. Zoll.

Natomiast nadal nie została zakończona reforma prokuratury. Trzeba wzmocnić pozycję prokuratora generalnego kosztem Krajowej Rady Prokuratorów, szczególnie w zakresie działań dyscyplinujących prokuratorów. Obecnie władza Krajowej Rady Prokuratorów jest zbyt daleko idąca.

Według prof. Zolla trochę za daleko poszliśmy z niezależnością prokuratury. Prokuraturę zorganizowano na tej samej zasadzie jak sądownictwo. Jest to błąd, bo prokurator nie jest sędzią. Niezależność prokuratury ma zupełnie inny charakter niż niezależność sądu. Prokurator powinien być zależny od swojego szefa, a prokurator generalny powinien mieć zdecydowanie więcej do powiedzenia. Tym bardziej, że jest wybierany w trybie, który powinien gwarantować wybór właściwej osoby. Natomiast do rozstrzygnięcia pozostaje tryb odwoływania prokuratora generalnego.
W przypadku niezawisłości sędziowskiej problemy z nią związane nie wynikają z przepisów - uważa profesor. Zależą od mentalności sędziów. Musimy pracować nad ich doborem. Sędzia musi być charakterologicznie niezależny i niezawisły. To zaś jest słabością naszych sądów - dodaje prof. Zoll.
Z przykładem „nastawiania ucha” co powie władza mieliśmy do czynienia w 2000 r.. Mieliśmy wtedy w więzieniach 55 tys. osób. Forsowane było zaostrzenie odpowiedzialności karnej oraz stosowanie aresztów. W ciągu kilku miesięcy ilość więźniów wzrosła do 80 tys., ponieważ sądy słuchały tego, co mówi minister, a nie zawsze było to trafne. Naciski polityczne spowodowały zmianę polityki aresztowań stosowanej dotąd przez sądy.
Przy tym wszystkim procedury są, moim zdaniem, niezłe. Trzeba natomiast stale pracować nad ludźm - wyjasnia prof. Zoll.

Źródło: obserwatorkonstytucyjny.pl