Przykładowo weszło do rozwiązań wewnętrznych pojęcie Funduszu Ukierunkowania i Gwarancji Rolnych jako "Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnych". Zupełnie nieczytelne są tłumaczenia aktów unijnych dotyczących lotnictwa cywilnego albo ochrony klimatu, itd. Środowiska prawnicze od dawna postulują, aby tłumaczenie następowało przez osoby znające obcy język z danej dziedziny prawa. Inaczej wychodzą straszne buble - uważa Andrzej Majewski, z Konfederacji Pracodawców Polskich. - Niestety te buble ogłaszane w dziennikach publikacyjnych są częścią obowiązującego u nas prawa. Prawnicy jakoś sobie z tym radzą, ale pracownicy organów administracji już nie. Nasz język prawniczy jest bogaty, wystarczy aby tłumacze znali ten język, a nie tłumaczyli dosłownie - tłumaczy Andrzej Majewski.

Na problem już wiele lat temu wskazywał w Rzeczpospolitej Marek Porzycki, wtedy doktorant prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Szkody, które potencjalnie mogą wyniknąć z tak nieudolnych tłumaczeń, są trudne do oszacowania. Niewątpliwie przyczyni się to do zwiększenia chaosu w naszych sądach po 1 maja. Często tekst tłumaczenia uniemożliwia wyintepretowanie jakiejkolwiek normy, w innych wynik wykładni będzie rażąco odbiegał od intencji unijnego ustawodawcy. Opieranie się przez polskie sądy na tych tekstach może doprowadzić do lawiny odwołań do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Stracą wszyscy: państwo, bo narazi się na zarzuty wadliwej implementacji prawa; strony, bo będą zmuszone w absurdalnych sprawach prowadzić spory przed sądami; gospodarka, bo ucierpi wskutek powstałego chaosu. Pozostaje liczyć na rozsądek sędziów, którzy zapewne sięgną po obcojęzyczne wersje aktów prawa wspólnotowego, nie zawsze jednak będzie to łatwe – znajomość języków obcych, zwłaszcza w starszym pokoleniu sędziów, nie jest powszechna - pisał Marek Porzycki.

(Źródło: KPP/RZ/KW)