Wszystkie istniejące ogrody działkowe, których jest już ponad 966 tysięcy i które zajmują ponad 44 tysiące hektarów (38 tysięcy hektarów leży w miastach), oraz ich użytkownicy muszą należeć do tej organizacji. Sami działkowcy zobowiązani są płacić na jej rzecz składki, a z tych składek zaś zarządy poszczególnych ogrodów wykupują prenumeratę wydawanego przez PZD miesięcznika „Działkowiec”.
A to tylko początek kontrowersji. Największe wywołuje to, że prawo do gruntów jest przypisane nie samym działkowcom, tylko PZD, który do dwóch trzecich z nich ma prawo wieczystego użytkowania. Gdy więc gmina czy państwo chcą zlikwidować ogródek, bo na przykład zamierzają tam zbudować drogę, muszą uzyskać zgodę związku. Nawet sami działkowcy nie mogą bez zgody PZD dysponować swoimi działkami. Choćby tylko chcieli przekazać działkę dzieciom lub krewnym, muszą mieć na to zgodę związku.
To właśnie jest jeden z głównych powodów, dla których profesor Gardocki zdecydował się zaskarżyć całą ustawę do TK. W 16-stronicowym uzasadnieniu punkt po punkcie udowadnia, że ustawa nie chroni prawa własności samych działkowców, ogranicza je samorządom i Skarbowi Państwa oraz „przymusza obywateli do zaspokajania ich potrzeb w ramach odgórnie tworzonej korporacji o uprzywilejowanym statusie prawnym”.
Źródło: Gazeta Prawna