Rozmowa z Lechem Borzemskim, prezesem Krajowej Rady Notarialnej

Krzysztof Sobczak: W jakim miejscu swojego rozwoju jest polski notariat w 20 lat po wejściu w życie ustawy regulującej w nowy sposób jego status?
Lech Borzemski:
Te ostatnie 20 lat to na pewno bardzo dobry okres dla notariatu. Ale trzeba to też rozumieć tak, że to był również dobry okres dla państwa polskiego. Bo przecież notariat w żadnym państwie nie istnieje sam dla siebie, tylko jest to instytucja powołana do zapewnienia bezpieczeństwa obrotu prawnego. Jeżeli w 1991 roku państwo polskie, tak jak przed wojną w 1933 roku, zdecydowało się na model notariatu łacińskiego, to oznacza że uznało, iż w pewnych obszarach życia społecznego, szczególnie wrażliwych dla obywateli i dla państwa, trzeba na pierwszym miejscu postawić bezpieczeństwo i ograniczyć ryzyko.

Czy te cele zostały zrealizowane?
Tak, przez ostatnie 20 lat udało się stworzyć i utrzymać obszar bezpiecznego obrotu prawnego. Obserwowaliśmy na rynku różne niebezpieczne zjawiska, na przykład w obrocie deweloperskim czy na rynku kredytów, ale w obszarach, którymi zajmują się notariusze, zawsze było i jest bezpiecznie. W Polsce każdy mówi: mam akt notarialny, a więc mogę spać spokojnie. To jest synonim i ja się z tego bardzo cieszę, to duży komplement dla naszego środowiska.

Budowa tego standardu nie napotykała na żadne trudności?
Zdarzały się, ale generalnie te minione 20 lat możemy uznać za czas stałego rozwoju notariatu. Było to możliwe, ponieważ zarówno nasz samorząd jak i nadzorujący go minister sprawiedliwości, panowali nad notariatem zarówno pod względem liczbowym jak nad zasadami kształcenia i doskonalenia zawodowego. Krótko mówiąc, udało nam się zachować z jednej strony solidny nadzór nad notariatem, a z drugiej strony jego właściwy poziom profesjonalny. Ważną rzecz powiedział podczas naszej jubileuszowej konferencji I prezes Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski, że w tej dziedzinie zazwyczaj ilość nie przekłada się na jakość. Zwykle jest wręcz odwrotnie.

Co pan ma na myśli? Ten wyjątkowo liczny w ostatnich latach nabór na aplikację?
To także, ale nie tylko. Nasi koledzy z innych krajów europejskich dziwią się na przykład, że w Polsce nie obowiązuje zasada uznaniowości przy powoływaniu na stanowisko notariusza. Czyli każdego, kto spełni wymogi formalne, minister musi powołać. To jest absolutna patologia, dlatego że powoływani są ludzie, którzy spełniają kryteria formalne, choć czasem kompletnie się do tego nie nadają.

Ta zasada powinna się zmienić?
Tak, zabiegamy o to. To jest w interesie państwa i obywateli, chodzi przecież o bezpieczeństwo.

A liczba szkolonych aplikantów? Jest ich obecnie prawie tylu, co praktykujących notariuszy. Będzie dla nich praca?
Obawiam się, że nie dla wszystkich. Powiedzmy sobie otwarcie, notariuszy w Polsce jest już wystarczająca liczba.

Ale jak będzie więcej to będzie konkurencja, która wpłynie na wyższą jakość usług, obniży ceny?
Nie, w notariacie nie ma miejsca dla konkurencji. Czy wyobrażamy sobie sąd, która ogłasza się w mediach: u nas taniej, szybciej, sprawiedliwiej? A może promocja, dziś wyroki w zawieszeniu? Przecież notariat też jest swego rodzaju sądem "braku sporu", notariusz jest bezstronnym osobą zaufania publicznego, która ma dbać o bezpieczeństwo obrotu prawnego. Owszem, my spotykamy się z klientem, ale działamy w imieniu państwa, które udzieliło nam części część swojego imperium.
Nie można w żadnym wypadku w sposób uproszczony traktować moich słów jako chęci zamykania zawodu. To jest nieprawda. W cywilizowanym świecie w sferze notariatu  minister sprawiedliwości musi mieć instrumenty prawne, by regulować nie tylko wysokość taksy notarialnej, ale także liczbę notariuszy. W Polsce tak zresztą jest w przypadku innego zawodu regulowanego o pozycji ustrojowej zbliżonej do notariuszy – komorników. Minister decyduje o ustanowieniu nowego stanowiska komornika wtedy, gdy ziszczone zostaną określone w ustawie przesłanki. Tak też powinno być w przypadku notariatu. Może też powstać, jak we Francji, rada mieszana, która będzie decydowała o rozmieszczeniu kancelarii na terenie kraju.
Obecna sytuacja jest nie do utrzymania. Jest zaprzeczeniem sprawdzonych regulacji europejskich i utrzymuje w notariacie mechanizm, którego żaden wolny przedsiębiorca by nie wytrzymał. Jak można bowiem wytrzymać z jednej strony nieograniczony napływ kandydatów, a z drugiej urzędowo określone maksymalne stawki, jakie można pobrać za dokonanie określonych czynności? To jest zaprzeczenie jakiegokolwiek sensownego modelu notariatu. Albo decydujemy się na notariat, który ma zapewnić bezpieczeństwo, i wtedy trzeba zastosować zasady znane z Niemiec czy też Francji, gdzie jest to dziedzina poddana pewnej regulacji, albo rezygnujemy z takich regulacji. Wtedy trzeba jednak jasno powiedzieć społeczeństwu, że godzimy się w tym obszarze na utratę bezpieczeństwa.

Czy to są te sprawy wymagające nowych regulacji, o których od jakiegoś czasu mówi się w samorządzie notarialnym?
Tak, te sprawy powinny być możliwie szybko uregulowane, ponieważ my się dusimy w obecnym systemie. My już widzimy, że część kancelarii jest na granicy wydolności, mogą zacząć pojawiać się złe praktyki prowadzące do obniżania standardu obsługi klientów. Jeśli zacznie się w notariacie walka o byt, to jej skutkiem mogą być zachowania obniżające poziom bezpieczeństwa obrotu prawnego, a to nie jest w niczyim interesie. Wiem, że liberałowie powiedzą, że konkurencja wpływa na podnoszenie jakości. Ale to nie zawsze tak jest, nawet najwięksi liberałowie wiedzą, że ten wielki kryzys finansowy, z którego z takim trudem świat wychodzi, był w dużym stopniu skutkiem właśnie lekceważenia standardów bezpieczeństwa w obrocie finansowym. Jednym z doświadczeń tego okresu jest wiedza, że pewnych obszarów życia społecznego nie można puszczać na pełen żywioł. Także w Stanach Zjednoczonych coraz głośniej mówi się o konieczności wprowadzenia notariatu na wzór łaciński, bo rozumie się tam, że on może w dużym stopniu ograniczyć ryzyko występujące w obrocie nieruchomościami.
Dlatego nie chciałbym, by w sprawie pozycji i roli notariatu Polacy byli "mądrzy po szkodzie". Oczywiście, to nie jest tak, że z dnia na dzień wszystko się zawali, ale złe decyzje lub zaniechania będą skutkować powolną destrukcją w tej dziedzinie. A gdy stwierdzimy, że już jest źle, podniesiemy alarm i będziemy nerwowo szukać środków zaradczych.
My mówimy tak: mamy sprawnie działająca mechanizm, to jej nie psujmy.