Media pełne są informacji o podróżach byłych prominentnych polityków. Byłych ministrów, wicepremierów, posłów. Podróże to specyficzne, bo do sądów i prokuratur. Różnice w tych doniesieniach polegają tylko na tym, że jedni z „byłych” stawiają się na wezwania, a inni nie.

Co może trochę dziwić odbiorców tych doniesień, do grona obywateli stawiających się na wezwania organów sprawiedliwości dołączył Andrzej Lepper, były wicepremier, który nie tylko wielokrotnie udawał, że nie wie o rozprawie, albo że ma sprawy wagi państwowej, to jeszcze sobie z tego żarty stroił w telewizji. A może to nie dziwne w sytuacji, gdy Lepper jest już tylko „byłym”, który nie ma już immunitetu i wie, że sąd może nakazać doprowadzenie go siłą przed swoje oblicze. Zdaje sobie też zapewne sprawę, że w przeciwieństwie do zagrożonych taką samą akcją redaktorów „Gazety Polskiej”, media się za nim nie ujmą. Nie może też za bardzo liczyć na wsparcie swoich kolegów – działaczy Samoobrony, bo ci już coraz mniej do koleżeństwa z nim przyznają się. Żadnej blokady z powodu wezwania Andrzeja Leppera do sądu nie będzie, trzeba więc jechać.

Co innego taki Zbigniew Ziobro. Ten nadal jest wpływowym działaczem największej partii opozycyjnej (chociaż jakoś cichszym ostatnio), do tego jest posłem, a więc chroni go immunitet. Może więc spokojnie wezwania sądu ignorować. Oczywiście, absencja byłego ministra sprawiedliwości (!!!) nie wynika – Boże broń – z braku szacunku dla sądu. Pan poseł po prostu nie wiedział o terminie, bo z powodu ważnych prac w Sejmie przebywał w Warszawie, a wezwanie poszło na krakowski adres. Wszyscy wiedzieli o terminie rozprawy, media o tym pisały, a do sądu przyszło podobno około stu dziennikarzy. Tylko Zbigniew Ziobro nie wiedział. Biedny. Sąd nie wyśle za nim policji (immunitet!), więc pewnie jeszcze nie raz usłyszymy o niewiedzy lub „ważnych spawach parlamentarnych” w kontekście kolejnych procesów jakie są lub będą wytaczane Zbigniewowi Ziobro po jego dwuletniej serii słynnych konferencji prasowych. Można by powiedzieć, że wstydu nie ma ktoś, kto był ministrem sprawiedliwości i teraz tak się zachowuje, ale przecież wiadomo, że polscy politycy wstydu to już od dawna nie mają.

Warto jednak takie fakty odnotowywać i przechowywać. Nigdy nie wiadomo jakie jeszcze role może w przyszłości odgrywać taki Zbigniew Ziobro i jak jeszcze może nas pouczać o potrzebie szacunku dla organów państwa i wymiaru sprawiedliwości. W dzisiejszych czasach taka „pamiętliwość” jest ułatwiona – można sobie takie informacje wrzucać do pamięci komputera, gdzie przetrwają lata i dadzą się łatwo odszukać. W docieraniu do takich faktów z przeszłości pomagają też internetowe wyszukiwarki. Dla przykładu – jeśli wpisze się słowa: Julia Pitera, sąd, wybory samorządowe, to te mądre urządzenia wyciągają historię, jaką ma na sumieniu bardzo dziś wpływowa poseł i sekretarz stanu, która ma walczyć z korupcją. W ferworze wyborczej walki coś tam na konkurenta „chlapnęła”, za co ten ją pozwał w trybie wyborczym. Do rozprawy jednak nie doszło, ponieważ pani Pitera nie odebrała wezwania. Ktoś tam odebrał, bo adres był właściwy, tylko „ta pani tu nie przebywa” i takie podobne tłumaczenia. Media też o tym wtedy pisały, ale kandydatka pochłonięta walką wyborczą czytała zapewne tylko sondaże wyborcze, więc mogła przeoczyć, że sąd czegoś tam od niej chce. Stara historia, ale jak widać, są tacy, którzy o niej pamiętają, Może nic wielkiego, ale chyba trochę osłabia rangę i wymiar wypowiedzi Pani Minister o potrzebie przestrzegania prawa, równego traktowania przez wymiar sprawiedliwości wszystkich bez wyjątku itp., itd.