Do bardziej bezwzględnego traktowania kierowców popełniających przestępstwa i rażące wykroczenia drogowe zobowiązał funkcjonariuszy komendant główny policji.
Więcej: Policja hurtowo zatrzymuje prawa jazdy>>>
Prawo nie zmieniło się w tym zakresie, a instrukcja komendanta bazuje na przepisie Kodeksu wykroczeń, na podstawie którego policjant może zatrzymać prawo jazdy i wystąpić do sądu z wnioskiem o ukaranie kierowcy zakazem prowadzenie pojazdu na co najmniej kilka miesięcy. Jak mówił, komentując zarządzenie swego szefa, rzecznik komendanta głównego policji, dotyczy to wykroczeń szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia i życia innych użytkowników dróg. - Chodzi np. o przekroczenie przynajmniej dwukrotnie dozwolonej prędkości w pobliżu szkół, przejść dla pieszych; wyprzedzanie „na pasach”, na czerwonym świetle czy np. wyprzedzania „na trzeciego” – pod warunkiem, że istnieje realne zagrożenie dla innych - stwierdził.
W praktyce różnie z tym bywa. Wieści z różnych stron kraju mówią zarówno o zatrzymywaniu praw jazdy pijanym kierowcom czy szaleńcom jeżdżącym z wielką prędkością, jak i sprawcom banalnych stłuczek. Jasne, przy tysiącach policjantów uczestniczących w tej operacji, a także przy braku jednoznacznych kryteriów, takie różnice, a nawet ewidentne wpadki mogą się zdarzyć. Jednak nie takie skrajności, czy przypadki nadgorliwości są najsłabszą stroną tej akcji.
Problemem, który być może wymaga wyjaśnienia z punktu widzenia konstytucyjności, jest wymierzanie i natychmiastowe wykonywanie dość surowej kary przez funkcjonariuszy, którzy z zasady nie są do tego uprawnieni. Ależ nie – powie zapewne szef policji - przecież ja nie kazałem moim podwładnym zabierać prawa jazdy, tylko czasowo zatrzymywać, do decyzji sądu. Bo tylko sąd może postanowić o zabraniu komuś tego dokumentu.
To prawda. Ale fakty są takie, że kierowca na drodze zostaje pozbawiony prawa jazdy i musi czekać na decyzję sądu. A ta zapada raczej po tygodniach, niż po paru dniach. Znając realia naszego wymiaru sprawiedliwości, może być jeszcze dłużej. I w tym czasie kierowca prawa jazdy nie ma. Nie może więc korzystać ze swojego samochodu, a jeśli wykorzystuje go do pracy, to traci też biznesowo. Jeśli naprawdę zawinił i sąd postanowi o zatrzymaniu dokumentu na dłużej, to nie ma sprawy. Ale jeśli to była tylko nadgorliwość policjanta, to w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie sądu kierowca znosi takie same dolegliwości jak osoba prawomocnie ukarana. Tyle tylko, że wyrok wydał i od razu wykonał funkcjonariusz.
Owszem, prawo o wykroczeniach wyposaża funkcjonariuszy policji i paru innych służb w pewne uprawnienia karne, ale dość ograniczone. Policjant może nam wymierzyć mandat, ale podlega on wykonaniu dopiero po naszej zgodzie na jego przyjęcie, a na wpłatę odpowiedniej kwoty mamy trochę czasu. Jeśli nie przyjmujemy mandatu, sprawa idzie da sądu i dopiero po jego ewentualnym orzeczeniu płacimy grzywnę. Gdy policjant postanowi nam zatrzymać prawo jazdy, ta znacznie bardziej od mandatu dolegliwa kara jest wykonywana natychmiast i bezapelacyjnie.
Czy to aby nie nadużycie prawa? Czy ktoś , np. Rzecznik Praw Obywatelskich, nie powinien o to spytać Trybunału Konstytucyjnego? Brak precyzyjnie określonych kryteriów w przepisach, na podstawie których zapadają takie decyzje, jest częstym przedmiotem skarg do TK i równie częstych wyroków, stwierdzających, że w państwie prawa takie przepisy i takie ich interpretowanie, są nie do przyjęcia.
Policja wykonuje kary bez wyroków
Skokowo wzrosła w ostatnich miesiącach liczba odbieranych kierowcom praw jazdy. To skutek policyjnej polityki zero tolerancji dla osób rażąco naruszających przepisy drogowe. Odbywa się to jednak bez precyzyjnych kryteriów, co może prowadzić do nadużyć.