Człowiek zostaje oskarżony o popełnienie przestępstwa. Policja go zatrzymuje, prokurator występuje do sądu o tymczasowe aresztowanie na trzy miesiące, sąd je zatwierdza. Mija miesiąc, podczas którego nie wykonano żadnej czynności procesowej, nikogo nie przesłuchano. Można już robić zakłady – diamenty przeciw orzechom - że za dwa miesiące prokurator wystąpi o przedłużenie aresztu o następne trzy miesiące, a sąd bezkrytycznie uzna jego argumenty. Tak pracuje polski wymiar sprawiedliwości. A człowiek siedzi.

Sprawa jest trudna, ale i łatwa jednocześnie. Oskarżenie dotyczy molestowania seksualnego. Ten aresztowany to mąż dyrektorki rodzinnego domu dziecka. Ona prowadzi taką placówkę, która ma być alternatywą dla wielkich tradycyjnych domów dziecka, dla kilkorga dzieci. On pracuje gdzieś indziej, mieszkają oczywiście razem w tym domu, mają też własne kilkumiesięczne dziecko. Taki jest nowy model tego typu placówek, bardzo ostatnio lansowany i rozwijany, mający w przyszłości całkowicie zastąpić stare „ochronki”. Jest już spora literatura opisująca zalety takiego rozwiązania, ale są też ryzyka. Być może takie, jak w tym przypadku, ale tego jeszcze niewiadomo, bo nic dotąd nie udowodniono.

Sprawa jest dość banalna. Dwie nastolatki przebywające jako wychowanki w tym domu oskarżyły męża dyrektorki o molestowanie. Materialnych dowodów oczywiście na to nie ma, jest słowo przeciw słowu. Taką sprawę mogą rozwikłać psychologowie, badający dokładnie obie strony konfliktu i prokurator szukający prawdy poprzez serię krzyżowych pytań, konfrontowanie różnych zeznań, porównywanie szczegółowych wypowiedzi.

Tylko to trzeba przeprowadzić. Tymczasem mija miesiąc i nikt nic nie robi. Bo prokurator jest na urlopie, na zwolnieniu, albo na jednym i drugim. Jemu nie doskwiera bród, smród i izolacja w więzieniu. Nie nurtuje go też pytanie, że może trzyma tam niewinnego człowieka. Jeśli specjalizuje się w takich sprawach, to powinien wiedzieć, że w 80 proc. takie oskarżenia nie mają podstaw. Powinien pamiętać, że to dość specyficzne oskarżenie, bardzo dzięki mediom spopularyzowane w ostatnich latach i nieraz nadużywane. Dość często rzuca je na byłego męża rozwodząca się kobieta, dość łatwo może ono być wykorzystane przez wychowanków domu dziecka wobec nie lubianego wychowawcy.

Rolą organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości jest wyjaśnienie każdej takiej sprawy i ukaranie winnego, jeśli mu się to udowodni. No a tu nic się nie robi. Powie ktoś, że miesiąc to nie dużo. Dla człowieka spędzającego ten czas w więzieniu to bardzo dużo. Tym bardziej, że to zapewne nie ostatni miesiąc, który tam spędzi. Nie ma bata na takich prokuratorów? Nie ma sposobu, by sądy ich trochę dyscyplinowały, pytając np. co zrobili przez trzy miesiące, gdy wnioskują o trzy następne? Czy wreszcie kiedyś areszt przestanie być w Polsce głównym środkiem zabezpieczającym, szczególnie w sprawach, w których można by się bez niego obejść? Praktyka pokazuje, że gdy podejrzany trafia do aresztu, to tempo postępowania z reguły zwalnia.

Nie ma na razie pozytywnych odpowiedzi na te pytania. W Strasburgu czekają kolejne skargi na opieszałość postępowania polskiego wymiaru sprawiedliwości, będą zapewne kolejne odszkodowania płacone przez państwo ludziom trzymanym miesiącami i latami w aresztach. Opisany wyżej przypadek także ma spore szanse by trafić do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.