Prezes Urzędu Regulacji Energetyki nałożył na przedsiębiorcę Joannę R., właścicielkę stacji benzynowej karę w wysokości 8 tys. złotych za wprowadzanie do obrotu paliwa niezgodnego z parametrami. Kara równała się 0,05 proc. rocznych przychodów firmy w poprzednim roku podatkowym. A więc była niewielka w porównaniu z maksymalną stawką 15 proc. przychodu, jaką może nałożyć prezes. W benzynie wlewanej do baków było więcej związków siarki, niż to jest dopuszczalne, co powoduje słabszą pracę silników.
Powódka odwołała się od tej decyzji do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który jednak nie podzielił jej argumentów i oddalił skargę. Powódka Joanna R. twierdziła bowiem, że nie miała nic wspólnego z zanieczyszczeniem paliwa. Złej jakości benzynę przywiózł jej dostawca. Wobec tego Joanna R. wniosła do sądu apelację, twierdząc że sąd I instancji niewłaściwie zastosował art. 56 ust.1 ustawy Prawo energetyczne.
Apelacja oddalona
Sąd Apelacyjny w Warszawie 17 sierpnia oddalił apelację Joanny R. , uznając, że sąd I instancji poprawnie zastosował art.56 ust.1 Prawa energetycznego i nałożył karę za naruszenie koncesji.
- Nałożenie kary nie jest zależne od winy przedsiębiorcy – wyjaśniał wyrok sędzia Maciej Kruszyński. – Paliwo wprowadzane do obrotu nie spełniało norm, co implikuje konieczność ukarania osoby koncesjonowanej. Stopień winy nie wpływa na zastosowanej wysokość kary, która jednak jest minimalna w stosunku do powszechnie stosowanych.
Sąd dodał, że szkodliwość czynu jest niewielka. Podkreślił jednak, że od przedsiębiorcy jako profesjonalisty, który dysponuje koncesją na obrót paliwem wymaga się należytej staranności, czyli dokonywania badań dostarczanego mu paliwa. Wyrok jest prawomocny.
O jeden certyfikat za mało
- Sąd z reguły nie bada, jakiego rodzaju przewinienie popełnił przedsiębiorca posiadający licencję – mówi Andrzej Walkiewicz starszy specjalista, reprezentujący URE – Sąd sprawdza jedynie, czy paliwo jest zgodne z normami, czyli czy zachowuje wszystkie parametry.
Powódka Joanna R. nie dysponowała świadectwami jakości paliwa, które było przywożone na jej stację. Każdy przedsiębiorca powinien żądać od dostawcy certyfikatu jakości. W tym wypadku dostawca dysponował certyfikatem wydanym przez operatora logistycznego paliw płynnych, jedyny podmiot w Polsce, który ma bazy magazynujące paliwo. Certyfikat ten dowodził, że paliwo wyszło z bazy we właściwej jakości. Powódka nie zbadała paliwa i dopuściła je do obrotu, na własną odpowiedzialność, choć mogło się zdarzyć , że cysterny przewożące paliwo nie były czyste .
- Właścicielka stacji powinna żądać certyfikatu jakości paliwa od dostawcy – twierdzi Andrzej Walkiewicz. - Wtedy odpowiedzialność za jakość przenosi się na niego. Powódka też mogła sama przed wprowadzeniem do obrotu pobrać próbki paliwa i zbadać parametry. Jeśli by powódka miała podpisana umowę, że dostawca posiada niezbędne certyfikaty, to w razie nałożenia kary, mogłaby dochodzić od niego odszkodowania, ale takiej umowy nie podpisała.
Sygnatura akt VI ACa 261/11