W styczniu rząd przyjął przygotowany w resorcie gospodarki program „Lepsze regulacje 2015”. Z kolei w Ministerstwie Sprawiedliwości trwają właśnie prace (kolejne spotkanie konsultacyjne w środę 27 marca) w sprawie Koncepcji usprawnienia konsultacji publicznych rządowych projektów aktów normatywnych oraz oceny skutków regulacji. A do tego Rządowe Centrum Legislacji ogłosiło właśnie, że pracuje nad zmianami w regulaminie Rady Ministrów, które także mają prowadzić do poprawy jakości stanowionego prawa oraz do usprawnienia trybu konsultacji przygotowywanych projektów z zainteresowanymi środowiskami.
Wszystkie te inicjatywy nie są niczym nowym, ponieważ w poprzednich latach różne organy rządowe też ogłaszały programy „poprawy legislacji”, średnio po 2 – 3 rocznie.  Gdyby choć część z tych zamiarów została zrealizowana, to stanowione w Polsce prawo powinno być już na bardzo wysokim poziomie. A nie jest, czego liczne dowody przynoszą m.in. doroczne sprawozdania z działalności rzecznika praw obywatelskich, a niemal codziennie można o tym poczytać w kolejnych orzeczeniach Trybunału Konstytucyjnego.
Nie jest dobrze również z konsultacjami projektów nowych aktów prawnych. Uprawnione do ich przygotowywania instytucje rządowe mają obowiązek informowania o swoich zamiarach legislacyjnych zainteresowane środowiska i organizacje społeczne, ale robią to niekonsekwentnie. - A często wręcz ma to tylko fasadowy charakter, by dopełnić formalności, a niekoniecznie  po to, by dowiedzieć się, jakie uwagi mają te organizacje do danego projektu – twierdzą przedstawiciele organizacji współpracujących w ramach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego.
Jak mówiła podczas zorganizowanej 27 marca br. konferencji na ten temat Agnieszka Rymsza z fundacji Synapsis, organizacje zainteresowane uczestnictwem w stanowieniu prawa obserwują często fasadowość procesu konsultacji. – Zobowiązane do tego organy robią to co muszą, ale często widzimy, że tak naprawdę nie zależy im na tych opiniach, bo i tak pracujący w nich urzędnicy wiedzą lepiej, co trzeba zrobić – mówiła.
Opinię tę potwierdza Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego, która narzekała m.in. na to, że organizacje dostają często projekty do konsultacji bardzo późno, co nie pozwala im na solidne zajęcie stanowiska. – Przecież takie organizacje nie mają często żadnego etatowego aparatu ani prawników, a ludzie pracujący społecznie nie są często w stanie w ciągu 7 dni, a taki termin nieraz dają im urzędy na przysłanie opinii, dobrze wywiązać się z tego zadania – mówi.
Działaczy organizacji pozarządowych irytuje też forma, w jakiej zwracają się nich urzędy. Często dają na zajęcie stanowiska bardzo krótki termin, albo wyznaczają datę spotkania konsultacyjnego z zaznaczeniem: nieobecność, albo nienadesłanie stanowiska w wyznaczonym terminie będzie uznane za brak uwag do projektu. – Tak nie można – mówi Kopińska i opowiada o prowokacji, jaką Obywatelskie Forum Legislacji postanowiło przeprowadzić wobec Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które jest jednym z urzędów stosujących taką politykę. Otóż Forum wysłało do MSW opracowany przez siebie projekt Kodeksu Konsultacji z adnotacją, że oczekuje w ciągu 14 dni zajęcia stanowiska wobec tej inicjatywy. – Jeśli w tym terminie nie otrzymamy odpowiedzi to uznamy, że projekt został przyjęty do stosowania – napisali autorzy wystąpienia do MSW. – Nie otrzymaliśmy w tym terminie odpowiedzi, więc uznajemy Kodeks Konsultacji za akt obowiązujący – mówi Grażyna Kopińska, nawiązując do filozofii stosowanej przez MSW i inne resorty.
O tym, że procedura prowadzenia konsultacji społecznych nie jest w Polsce dobrze uregulowana mówił podczas konferencji współpracujący z Forum  dr Tomasz Zalasiński z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. – Władza ma sporo swobody w ich prowadzeniu – mówił. I dodał, że potrzebne jest opracowanie oraz odpowiednie umocowanie normatywne modelu konsultacji projektów. – Musi to być jednolity tryb, do którego stosowania byłyby zobowiązane wszystkie organy i instytucje przygotowujące projekty nowych aktów prawnych – dodał.
Zdaniem uczestników konferencji w pewnym zakresie zmierza do tego wspomniany projekt przygotowywany w resorcie sprawiedliwości. Ale na jego wprowadzenie do praktyki nie ma zbyt dużych szans – stwierdzali – ponieważ jest on przygotowywany w oderwaniu od innych tego typu inicjatyw podejmowanych w strukturach rządowych, a do tego nie ma on poparcia w innych resortach. Podobnie zresztą było – przyznawało wielu uczestników dyskusji – z tego typu projektami z lat poprzednich. – Różne urzędy przygotowują szumne programy typu „dobra legislacja”, a potem i tak robią swoje – mówili. Zdaniem prawniczki z Fundacji Batorego Ewy Kierzkowskiej, urzędy chyba wciąż nie „zinterioryzowały” sobie tej potrzeby. – Organizują konsultacje bo tak trzeba, bo wymagają tego przepisy, ale tak naprawdę nie chcą nikogo pytać o zdanie – mówiła. – Owszem dostajemy do konsultacji różne projekty, ale często potem widzimy, że nasze uwagi nie są uwzględniane – dodaje dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Dr Bodnar narzeka też na takie sytuacje, gdy jakiś projekt jest w początkowej fazie konsultowany z zainteresowanymi środowiskami, ale potem jest istotnie modyfikowany, ale już bez konsultacji. – A wtedy zdarza się, że wprowadzane są do niego istotne zapisy, czasem niebezpieczne z punktu widzenia praw obywatelskich – mówił. I dodał, że niekiedy udaje się to zaobserwować i oprotestować, nawet skutecznie. – A ilu takich działań nikt nie zauważy? – pytał retorycznie.
Uczestniczący konferencji przedstawiciele kilkunastu organizacji należących do Obywatelskiego Forum Legislacji przyznawali, że od lat obserwują różne działania mające na celu poprawę jakości legislacji oraz usprawnienie procesu konsultacji społecznych. I wyrażali swoje niezadowolenie z osiągniętego dotąd stanu. Ale podkreślali też, że zauważają pewien postęp. – Jest jednak lepiej. Jesteśmy w tej dziedzinie na innym etapie niż cztery lata temu, gdy powstawało Forum – mówi Grażyna Kopińska. – Ale to jest długi marsz, w którym robimy pewne postępy, ale jeszcze wiele przed nami – dodaje Piotr Waglowski, prawnik i publicysta zajmujący się m.in. prawem związanym z internetem.