Taksa adwokacka podobnie jak radcowska określana jest w drodze rozporządzenia przez ministra sprawiedliwości. Głośno o opłatach za usługi adwokatów i radców było pod koniec 2015 r., kiedy tuż przed odejściem ówczesny minister sprawiedliwości Borys Budka podniósł stawki m.in. dla adwokatów z urzędu. Prawnicy podwyżkę określali jako iluzoryczną, ale  po wyborach nowy szef resortu - Zbigniew Ziobro stawki obniżył i to zarówno te dla prawników z urzędu jak i te uzyskiwane w ramach zasądzania kosztów od strony przegrywającej.

Problem szerszy, pauperyzacja zawodu

Jak mówi w rozmowie z Prawo.pl prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Jacek Trela problem wynagradzania adwokatów jest szerszy niż jedynie stawki za sprawy z urzędu. - Kilka lat temu jedna z gazet pokusiła się o porównanie średnich zarobków w zawodach prawniczych i adwokaci znaleźli się na szarym końcu z kwotą między 4,5 a 5 tys. zł brutto miesięcznie. To pokazuje, że poziom wynagradzania w adwokaturze nie jest zbyt wysoki. Przykładem niech będzie to, że za zastępstwo na sprawie sądowej nierzadko stawka wynosi 50 zł - dodaje. 

 


W ocenie szefa adwokatury bardzo wyraźnie następuje pauperyzacja zawodu adwokata.  - Oczywiście są firmy sieciowe, które mają centrale za granicą, gdzie zarobki są wysokie. Ale adwokatura to najczęściej - jedno, dwu, trzyosobowe kancelarie, zajmujące się sprawami od cywilnych poprzez karne, administracyjne i doradztwo. Tutaj to wida zdecydowanie wyraźniej - mówi.

Zdaniem Jacka Treli problem z wyngarodzeniami adwokatów widać już na etapie kandydatów na aplikację adwokacką.  - Po pierwsze, jest mniejsze zainteresowanie wśród absolwentów prawa, co oczywiście można wytłumaczyć niżem demograficznym, ale też niestety tym, że młodzi ludzie wiedzą, iż zawód adwokata nie gwarantuje bardzo wysokich zarobków. Po drugie, aplikację adwokacką coraz częściej wybierają kobiety. Mniejsze zainteresowanie panów może też wynikać z wciąż aktualnego poglądu, z którym zupełnie się nie zgadzam, że to przede wszystkim mężczyzna odpowiada za utrzymanie rodziny. Zaczynają mieć obawy czy dadzą radę utrzymać rodzinę wykonując zawód adwokata - dodaje prezes. 

Czytaj: Dostęp do adwokata w Polsce wciąż ułomny>>

Dużo chętnych do nieodpłatnej pomocy prawnej

Kolejki adwokatów ustawiają się za to udzielania przedsądowej, nieodpłatnej pomocy prawnej.  Do tego stopnia, że niektóre rady okręgowe wprowadziły losowania. 

O jakie kwoty chodzi? Prawnicy udzielając porad mogą w ten sposób zarobić na godzinę od 55 do 60 zł brutto. Pracują po 4, 5 godzin, pięć razy w tygodniu w starostwie lub innym urzędzie samorządu terytorialnego.

- Miesięcznie to jest kwota w granicach 5 tys. zł brutto, czyli po odliczeniu podatku dostają ok. 3 tys. netto i to jest dla adwokatów to, o co warto się starać jako istotny zarobek, istotną pozycję w budżecie kancelarii - podkreśla Trela. 

Adwokaci nie mają wątpliwości, że stawki powinny zostać podwyższone. Jak podkreślają te, które obecnie obowiązują są na poziomie sprzed 17 lat.

 - A jeśli weźmiemy pod uwagę choćby wskaźnik inflacyjny, to można stwierdzić, że obowiązek waloryzacji, wynikający z takiej zwykłej sprawiedliwości, ekwiwalentności, nie jest spełniany. Przykładowe 180 zł za prowadzenie skomplikowanej sprawy z zakresu prawa pracy jest rażąco niesprawiedliwe - mówi prezes NRA.

 

U radców prawnych też kolejki

Problem dostrzegają też w swoich szeregach radcowie prawni.  - We Wrocławiu mamy średnio dwukrotnie więcej radców prawnych zgłaszających się do prowadzenia punktów nieodpłatnej pomocy prawnej, pomimo zwiększenia od tego roku zakresu tych czynności. Świadczy to o tym, że naszej grupie zawodowej coraz trudniej na rynku - mówi wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych Leszek Korczak. 

Dodaje, że w niekórych sprawach pracowniczych, rodzinnych,  gdyby wziąć pod uwagę nakład pracy im poświęcony, prawnik otrzymuje poniżej 13 zł gwarantowanych dla zleceniobiorcy.  - Może się tak zdarzyć przy wielu minimalnych stawkach i to wcale nie są wyjątkowe sprawy. Bo to, że sprawa jest pozornie nieskomplikowana nie oznacza, że skończy się po jednym spotkaniu z klientem, napisaniu pisma i pójściu na rozprawę - mówi wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych Leszek Korczak. 

W jego ocenie istotnym problemem jest to, że nad systemem określania stawek nie było rzetelnej dyskusji.  A model - jak mówi - powinien uwzględniać też nakład czasu pracy. 

- Chciałbym aby w przyszłości funkcjonował taki model, że wynagrodzenie będzie odniesione nie tylko do rodzaju spraw i wartości przedmiotu sprawy, ale nakładu pracy. Bo to jesteśmy w stanie wycenić, na przykład poprzez ilość rozpraw, pism procesowych. Nie przekonuje mnie też argumentacja, że takie rozwiązanie będzie pokusą dla prawników do wydłużania spraw. Bo skoro takie wynagrodzenie będzie ekwiwalentne to wszystko – to nie będzie potrzeby generowania kolejnych posiedzeń sądu. Dodatkowo to przede wszystkim sąd ma przecież instrumenty by kontrolować przebieg procesu cywilnego, czy karnego  i ograniczyć ilość rozpraw - dodaje. 

Stawki uderzają w klientów

Zarówno adwokaci jak i radcy prawni są zgodni, że niskie stawki udarzają też w samych klientów. Ci pierwsi nieoficjalnie przyznają, że może to wpływać na jakość ich usług i sam wybór spraw, których się podejmują. 

Mec. Korczak zwraca z kolei uwagę na różnicę pomiędzy rzeczywistymi kosztami profesjonalnej pomocy prawnej, a tym co można uzyskać po wygranej od przeciwnika procesowego. 

- Przykładowo, jeżeli szuka pani profesjonalnej pomocy prawnej w sprawie w której stawki są bardzo niskie - prawo pracy, sprawy rodzinne, zaskarżenie uchwały spółdzielni. I umawia się pani z pełnomocnikiem na więcej niż wynika ze stawek z rozporządzenia co będzie naturalne, bo to profesjonalna obsługa. Wygra pani sprawę i zapłaci dajmy na to 1000 zł, a od przeciwnika procesowego dostanie z powrotem 360 zł. Ta strona, która nie miała racji i przegrała sprawę, nie poniesie realnych ekonomicznych konsekwencji swojego działania - wskazuje.

MS: konieczności zmian nie dostrzegamy 

Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak mówi, że "na dzień dzisiejszy resort konieczności zmian w opłatach nie dostrzega". - Podchodzimy do tego w ten sposób. Procesy inflancyjne i wartość nabywcza pieniądza maleje. Z grugiej strony znakomita większość stawek stosowanych przy sporach, a będących podstawą wypłacania wynagrodzeń, czy to z urzędu czy w wyniku rozliczenia kosztów między stronami, jest uzależnionych o wartości przedmiotu sporu, czy przedmiotu zaskarżenia. Więc skoro procesy inflancyjne oddziaływują w taki sposób, że rośnie przeciętna wartość sporu rosną też stawki. Wchodzimy w ich kolejny przedział - mówi. 

W jego ocenie taki system, uzależniony od wartości przedmiotu sporu, zabezpiecza całkowiecie środowisko adwokackie, czy radcowskie przed spadkiem realnej wartości pieniądza.  - Oczywiście są też sprawy gdzie wycena jest uniezależniona od wartości sporu, czy zaskarżenia ale od ostatniego ustalenia wysokości tych stawek nie minęło zbyt dużo czasu. Nie mamy sygnału, że to jest jakiś wielki problem, wierzymy w wolny rynek i w to, że wolny rynek wyreguluje te kwestie - dodaje. 

Wiceminister nie wyklucza równocześnie, że resort do tamatu wróci, jeśli pogorszy się sytuacja w gospodarce, przyspieszy inflancja. - Na dzień dzisiejszy nie widzę specjalnie podstaw - stwierdza.