Nowym szefem Służby Więziennej, czyli nadzorcą wszystkich polskich zakładów karnych, ma zostać Paweł Nasiłowski, jeden z dotychczasowych zastępców szefa tej instytucji. Ta jedna z pierwszych nominacji nowego ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy już wzbudza kontrowersje. Czy słuszne? - pyta Krzysztof Sobczak, publicysta prawny.

Wśród medialnych komentarzy pojawia się m.in. argument, że to faworyt PiS-u, wykreowany na ważnego człowieka polskiego więziennictwa właśnie w okresie rządów tej partii. Faktem jest, że Nasiłowski stopień generalski otrzymał do prezydenta Kaczyńskiego w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2007 roku, a wniosek w tej sprawie skierował ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Faktem także jest, że ten awans poprzedzony został dość spektakularną i szybką karierą. Jeszcze w lipcu 2006 roku, gdy został zastępcą szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Paweł Nasiłowski był tylko majorem. W niespełna półtora roku awansował na podpułkownika, potem na pułkownika i wreszcie na generała.

Czym uzasadniony był szczególnie szybki awans Nasiłowskiego wtedy, z czego wynika jego obecne wyniesienie? – pytali już nieraz i jeszcze zapewne będą pytać komentatorzy. Zanim został w 2006 r. ściągnięty do Centralnego Zarządu Służby Więziennej, był zastępcą szefa zakładu karnego w Siedlcach, gdzie bardziej zajmował się działalnością wychowawczą, kulturalno-oświatową niż pilnowaniem skazanych. Wprowadzał tam wiele oryginalnych metod pracy z więźniami. Stworzył m.in. pierwszy w Polsce dom kultury w więzieniu, zorganizował ogólnopolski konkurs więziennej twórczości literackiej. Był prezesem polsko – duńskiego Stowarzyszenia Pomocy Społecznej, Rehabilitacji i Resocjalizacji im. Hansa Christiana Kofoeda, które realizuje polską wersję duńskiego programu „Pomocy ku Samopomocy” - edukacji i aktywizacji grup zagrożonych wykluczeniem ze szczególnym uwzględnieniem nowych rozwiązań w polityce karnej. Przy okazji nadania Nasiłowskiemu stopnia generalskiego w jednej z gazet pojawił się komentarz, że był on raczej uznanym, również poza resortem, społecznikiem, niż z krwi i kości strażnikiem więziennym. - Próżno szukać informacji o sukcesach Nasiłowskiego na polu więziennictwa – napisał dziennikarz.

To dość charakterystyczne w naszym kraju podejście do problemu więziennictwa. Kojarzone raczej z zamykaniem skazanych, ale także dopiero podejrzanych, w ciasnych, brudnych celach i pilnowaniem, by nie uciekli i nie mieli tam za dobrze. Dość słabo do świadomości społecznej, także polityków i środowisk opiniotwórczych, przebija się argument, że przestępców trzeba wychowywać i przygotowywać do normalnego życia w społeczeństwie, po odbyciu wyroku. Nasiłowski przez wiele lat zmierzające do tego programy realizował, i to w dość niesprzyjających warunkach panujących w polskim systemie penitencjarnym. Jeśli więc ktoś twierdzi, że nie ma on osiągnięć, to chyba niewiele z tego rozumie. Za swoje inicjatywy i konsekwencję w ich realizacji dostał wiele wyróżnień, w tym nagrodę „Rzeczpospolitej” w czasie, gdy nie była ona jeszcze organem Prawa i Sprawiedliwości.

Faktem jest jednak, że kariera Pawła Nasiłowskiego bardzo przyspieszyła w czasie rządów PiS. Na jego usprawiedliwienie można jednak przywołać to, że do resortu Ziobry trafił po to, by pracować nad tymi z licznych przygotowywanych wtedy zmian, w których było sporo sensu. To m.in. projekty związane z ożywieniem prawie zapomnianej przez polski wymiar sprawiedliwości kary ograniczenia wolności połączonej z pracą społecznie użyteczną oraz wprowadzenia szeregu kar alternatywnych, jak choćby przygotowywane już tzw. bransoletki dla skazanych odbywających karę monitorowaną w domu.

Tymi problemami zajmował się Nasiłowski także podczas swojej pierwszej pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości w latach 1999 – 2002, kiedy to – jak twierdzą niektórzy – miał wpaść w oko Zbigniewowi Ziobro i Lechowi Kaczyńskiemu. Być może tak było, co nie zmienia jednak faktu, że wprowadzanie i upowszechnianie kar alternatywnych w stosunku do bezwzględnego pozbawienia wolności, to kierunek, w którym powinien zmierzać polski wymiar sprawiedliwości. Podobnie jak więzienia powinny ewoluować od prymitywnych ośrodków odosobnienia i gnębienia skazanych, do instytucji, które pracują na skierowanymi tam ludźmi, starają się ich zmienić.

Paweł Nasiłowski to jeden z najlepszych specjalistów w tych dziedzinach w Polsce. Czy jednak właśnie z tego powodu ma być teraz awansowany. Czy będzie mógł takie programy w zakładach karnych wdrażać? Czy wreszcie będzie oceniany za takie właśnie działania i nie zostanie spektakularnie odwołany po jakimś drobnym incydencie w którymś z zakładów karnych? Co do tego to raczej, znając realia polskiej polityki, pewności mieć nie można.