Zdaniem prof. Leszka Balcerowicza, prezesa Fundacji Obywatelskiego Rozwoju, za często słyszy się o przypadkach ścigania przez prokuraturę ludzi bez należytych dowodów. – Czyli ludzi niewinnych, którym w ten sposób rujnuje się życie, biznes, kariery – mówił. I dodał, że jeśli nie ma w tej dziedzinie wiarygodnych statystyk (sędzia Sądu Najwyższego prof. Tomasz Grzegorczyk mówił o 2 proc. uniewinnień w sądach i kolejnych 2 proc. umorzeń), to należy przyjmować, że problem jest poważny.
Opinię tę wzmocnił w swojej wypowiedzi Ziemisław Gintowt, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie który stwierdził, że w Polsce wciąż nie szanuje się wolności. A do tego, jak mówił, konstytucyjna zasada domniemania niewinności jest fikcją. – No bo ona jest traktowana w ten sposób, że nie można uznawać za winnego kogoś, wobec kogo nie zapadł prawomocny wyrok sądu. Ale oskarżać wolno – mówił. I dodał, że w sytuacji gdy na wyrok sądu czeka się zwykle długo, a media z reguły nie wdają się w niuanse typu: podejrzany, oskarżony, winny, często całkiem niewinni ludzie latami żyją w cieniu oskarżeń.
Z opinią, że problem nieuzasadnionych oskarżeń w Polsce istnieje, zgadza się również prokurator generalny Andrzej Seremet. Zwraca on jednak uwagę na to, że jeśli w praworządnym państwie ma obowiązywać bardzo ważna dla organów ścigania i dla sądów zasada swobodnej oceny dowodów, to jej skutkiem muszą być też pomyłki lub niesłuszne oskarżenia. Ale przyznał, że jest takich przypadków za dużo i że należy z tym zjawiskiem walczyć.

Pomyłki obiektywne i subiektywne
Zdaniem prokuratora generalnego są obiektywne i subiektywne przyczyny niesłusznych oskarżeń. Te pierwsze związane są z często skomplikowanym charakterem spraw i z trudnościami w jednoznaczną interpretacją dowodów. – Bywa więc, że fakty uznawane za dostateczne dowody czyjeś winy przez prokuratora czy policjantów, przez sąd uznawane są za niedostateczne. Ale to należy uznawać za naturalny element tej pracy – mówił Andrzej Seremet. Inaczej należy natomiast traktować przyczyny subiektywne, czyli gdy do nieuzasadnionego oskarżenia dochodzi na skutek błędu lub celowego działania ludzi. - Takie przypadki powinny spotykać się krytyką, a nawet sankcjami – mówił.
Z tym jednak jest, zdaniem uczestników seminarium, problem. – W prokuraturze nie ma systemu ocen, który eliminowałby niewłaściwe zachowania. A w każdym razie to nie działa dobrze – mówił Leszek Balcerowicz. Podobnego zdania jest prowadzący seminarium adwokat dr Łukasz Chojniak, który twierdzi że przepisy i instytucje zajmujące się odpowiedzialnością prokuratorów nie działają jak należy. – No bo jak inaczej zinterpretować fakt, że w całej prokuraturze, zatrudniającej około 6 tys. prokuratorów wszczyna się rocznie najwyżej kilkadziesiąt spraw dyscyplinarnych, nie mówiąc już tym, w ilu z nich dochodzi do wymierzenia jakieś kary? – pytał retorycznie.

Odpowiedzialności prawie nie ma
Także prokurator generalny przyznał, że system ten nie działa prawidłowo. Jak zauważył, obowiązujące w Polsce przepisy przewidują trzy formy odpowiedzialności prokuratorów za podejmowane przez nich działania: dyscyplinarną, materialną i karną. Andrzej Seremet potwierdził, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej jest w prokuraturze niewydolny. Zapowiedział też, że chce to zmienić. Przygotowywana obecnie nowa ustawa o prokuraturze ma przewidywać istnienie sądu dyscyplinarnego dla prokuratorów przy każdej prokuraturze apelacyjnej, a od wyroków tych sądów byłaby możliwość odwołania się do sądu powszechnego. – To częściowe wyprowadzenie procedury dyscyplinarnej poza środowisko prokuratorskie oraz jawność postępowań powinny zwiększyć skuteczność tego sytemu – mówi Seremet.
Ta zapowiedź spotkała się z uznaniem uczestników konferencji, ale podkreślali oni, że najważniejszym czynnikiem zmierzającym do poprawy sytuacji w tej dziedzinie musi być system odpowiedzialności materialnej. – Problem tkwi w odszkodowaniach. Niesłusznie oskarżyłeś to zapłać za to – mówił mec. Ziemisław Gintowt. Ale od razu postawił pytanie o to, kto ma w takiej sytuacji płacić: państwo czy jego funkcjonariusz, który doprowadził do szkody?

Odszkodowanie od państwa czy prokuratora?
Wśród odpowiedzi na tak postawione pytanie dominowała opinia, że za szkody wyrządzone obywatelowi przez swoich reprezentantów powinno płacić państwo, ale niekoniecznie jako Skarb Państwa. Jak mówił prof. Grzegorczyk, lepiej by było, gdyby te koszty ponosiła ze swojego budżetu konkretna jednostka, której pracownik doprowadził do konieczności płacenia odszkodowania. – Wtedy pracownicy prokuratury czy sądu lepiej widzieliby związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy swoimi błędami i kosztami ich usuwania – mówił. A większość uczestników konferencji uznała, że taka instytucja powinna wtedy śmielej sięgać po postępowanie regresowe w stosunku do sprawcy szkody. Zdaniem prof. Tomasza Grzegorczyka organem, który takie postępowanie powinien inicjować, powinna być Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, bardzo skuteczna w walce o należne państwu środki.
Prokurator generalny Andrzej Seremet nie oponował przeciwko tej propozycji. Podkreślał jednak, że dotychczasowa nieskuteczność prokuratury w tym zakresie nie wynika tylko z niechęci do podejmowania trudnego i na pewno niepopularnego w środowisku problemu, ale także z nieprecyzyjnych przepisów regulujących takie postępowanie. – No bo kłopot jest nawet z samą definicją działania bezprawnego, które może być przyczyną niesłusznego oskarżenia – mówił. Ostrzegał też przed zbyt pochopnym sięganiem po przepisy o odpowiedzialności materialnej czy karnej prokuratorów, bo zbyt częste i konsekwentne ich stosowanie mogłoby doprowadzić do „efektu mrożącego”, prowadzącego do tego, że prokuratorzy baliby się oskarżać podejrzanych.

Dla policjantów podwójny obiektywizm
Przed uczestnikami konferencji postawiono zadanie sformułowania rekomendacji co do sposobów zwalczania zjawiska niesłusznych oskarżeń. Z poszczególnych wypowiedzi uczestników można sporządzić listę takich propozycji. Ale najbardziej kompleksowo, choć chyba mimowolnie, sformułował to uczestniczący w seminarium inspektor Ryszard Walczuk, dyrektor Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji.
Otóż w swojej wypowiedzi przedstawił on kilka przykładów działań podejmowanych przez to biuro w sytuacji, gdy oskarżenia dotyczą policjantów. Jak podkreślał, w takich przypadkach stosowana jest zasada „wzmocnionego obiektywizmu”, która polega na tym, że równolegle i z takim samym zaangażowaniem jest badana wersja, że policjant złamał prawo jak i ta, że nie złamał. Jak twierdzi inspektor Walczuk, takie postępowanie powoduje, że często już na jego początku podejrzany jest uwalniany od zarzutów. W jednym z opisanych przykładów już tego samego dnia udało się wyjaśnić, że oskarżenie o przyjęcie przez policjanta z drogówki łapówki było zwykłym pomówieniem i prokurator odstąpił od dalszego postępowania, a także od zamiaru aresztowania funkcjonariusza.
Ale tak działa „policja w policji”, a prokuratura jej na to pozwala – wynikało z opowieści inspektora Walczuka. Niestety, nikt podczas seminarium nie powiedział, że taki scenariusz jest możliwy także wobec zwykłych obywateli. Podobnie jak jego uczestnicy nie usłyszeli, że zasada „wzmocnionego obiektywizmu” jest lub będzie stosowana także w prokuraturze.
A szkoda, bo wiele z tych głośnych spraw, które wywołały publiczną dyskusję o problemie niesłusznych oskarżeń pokazuje, że prokuratorzy często koncentrują się tylko na celu, jakim jest udowodnienie podejrzanemu winy za wszelką cenę.