Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", zapowiedzią ustawy regulującej monitoring rozpoczął min. Sienkiewicz pod koniec maja swoje urzędowanie. Bardzo się ta zapowiedź spodobała - państwo wreszcie poważnie zabiera się do sprawy monitoringu wizyjnego. Minister nazwał go "dzikim polem" i wymieniał miejsca, w których nas podglądają kamery: "W łazienkach, przebieralniach, pokojach hotelowych, w gabinetach lekarskich".
O uregulowanie zasad zakładania monitoringu, korzystania z niego i odpowiedzialności za nagrania od lat upominają się organizacje pozarządowe, głównie Panoptykon. Występowali do MSW Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych i RPO. MSW prowadziło nawet konsultacje, co i jak trzeba by uregulować (GIODO przesłał dokument, który mógłby stanowić założenia ustawy o monitoringu).
Tymczasem wiele wskazuje na to, że zapowiedzi min. Sienkiewicza nie ziszczą się za jego kadencji w MSW. Postanowił bowiem połączyć sprawę monitoringu wizyjnego - która dotyczy przede wszystkim podmiotów prywatnych (sklepów, banków, wspólnot mieszkaniowych, przedszkoli i szkół, hoteli itd.) z tzw. billingowaniem, czyli sięganiem przez policję i służby specjalne po nasze dane telekomunikacyjne.
Prof. Zbigniew Ćwiąkalski, b. minister sprawiedliwości, uważa, że połączenie tych dwóch zagadnień jest możliwe i ma sens, bo i monitoring, i billingowanie naruszają prywatność. Ale przyznaje, że to może opóźnić prace: - Nie uda się tego uchwalić w tej kadencji Sejmu, skoro nie ma nawet założeń do ustawy. Są tryby pilne, ale takiej ustawy nie można pisać na kolanie. W dodatku może być tak, że uzgodnienia w sprawie danych telekomunikacyjnych będą łatwiejsze, a z monitoringiem będzie trudniej, bo dotyczy podmiotów prywatnych i wymaga szerokich konsultacji społecznych. Nie wróżę rychłego powstania tej ustawy - mówi prof. Ćwiąkalski. Więcej>>>