Georg Gawlytta był Ślązakiem, ale całe życie mieszkał i pracował w Niemczech. Pochodził z Gołczowic, małej wioseczki na Opolszczyźnie. Do Polski przyjeżdżał, kiedy mógł, choć miał do przejechania 1200 kilometrów. Miał powody, by przyjeżdżać, bo jego żona Alicja mieszkała i pracowała w Polsce. Małżeństwo dzielone było więc między dwa kraje.
- Mąż nie płacił w Niemczech podatku na Kościół, o czym sama księdzu powiedziałam na początku rozmowy. Byłam jednak przekonana, że mimo wszystko ksiądz odprawi ceremoniał pogrzebowy - mówi żona.
Tak się jednak nie stało. Podczas kolejnej rozmowy ksiądz zaznaczył, że zarówno pokropienie grobu, jak i sama jego obecność podczas pogrzebu są wykluczone. W skrócie: nie było podatku na Kościół? Nie będzie pogrzebu z księdzem. Pogrzeb miał być świecki.
Ksiądz, a później opolska kuria, gdzie zwróciła się rodzina zmarłego Gawlytty, powoływali się na ustalenia episkopatu niemieckiego i polskiego. Otóż zgodnie z niemieckim prawem osoby, które tam żyją i pracują, podczas podejmowania pracy są zobowiązane do wypełnienia deklaracji podatkowej.
Niemiecki episkopat uznał bowiem, że nie jest możliwe, by ktoś odcinał się od Kościoła jako instytucji, a jednocześnie czuł się członkiem wspólnoty religijnej. Reguły są więc jasne: wierzysz, to płacisz podatek, nie płacisz, to znaczy, że nie wierzysz.
Cały tekst: http://wyborcza.pl>>>