W czerwcu 2006 r. reporterzy tygodnika „Polityka” i przedstawiciele organizacji działających w obronie zwierząt odnaleźli szczątki kilkudziesięciu psów i kotów, zagrzebanych tuż za ogrodzeniem schroniska w Krzyczkach na Mazowszu. Polityka opisała wtedy po raz pierwszy tę sytuację. W styczniu 2008 roku, w nr 4, tygodnik opublikował drugi artykuł podając z imienia i nazwiska  Zdzisława L., prezesa Fundacji Eko-Fauna i właściciela przytułku. Na podstawie przesłuchań świadków prokuratura postawiła prezesowi oraz ówczesnej dyrektorce schroniska Annie Cz. zarzuty o znęcanie się nad zwierzętami i fałszowanie dokumentacji. W grudniu 2007 r. w Pułtusku rozpoczął się proces karny w tej sprawie. I trwa do tej pory.
Natomiast redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński i autorka tekstu Agnieszka Sowa zostali pozwani do sądu cywilnego przez prezesa Zdzisława L. i dyrektorkę Annę Cz., którzy żądali przeprosin i zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Naruszenie to polegało na podaniu przez dziennikarkę do publicznej wiadomości ich nazwisk.

Obie instancje kazały przeprosić

Sąd Okręgowy w wyroku z 29 września 2008 roku nakazał autorce i naczelnemu przeproszenie prezesa fundacji i zapłacenie 35 tys. na rzecz każdego z powodów. W czasie rozprawy Agnieszka Sowa broniła się przed zarzutami w ten sposób, że sprawa była znana wcześniej w tym środowisku. Przed publikacją w „Polityce” drugiego artykułu ukazał się w tygodniku lokalnym „Mazowieckie to i owo” wywiad z prezesem fundacji, w którym podano jego dane osobowe.

Wyrok ten dziennikarze zaskarżyli. Rozpatrując apelację sąd II instancji przyznał im rację tylko częściowo. Sąd powołał się na art.13 ust.2 i 3 ustawy Prawo prasowe, który mówi, że „nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę. Właściwy prokurator lub sąd może zezwolić, ze względu na ważny interes społeczny, na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe.”.

Sąd stwierdził, że powodowie zostali przedstawieni przez „Politykę” w niekorzystnych okolicznościach, przesądzających o ich winie. Wobec czego doznali krzywdy.

Sąd Apelacyjny w Warszawie 17 lutego 2010 roku zmienił zaskarżony wyrok i nakazał zapłacić naczelnemu i autorce sumę mniejszą – tj. po 15 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia, także podtrzymał nakaz przeproszenia. Podstawa prawną wyroku był art.23 kc i art.13 ustawy Prawo prasowe. Sąd stwierdził, że autorka nie dysponowała zgoda zainteresowanych osób na publikację nazwiska, co spowodowało szkodę moralną.

Kasacja oddalona

Kasację od wyroku złożyli pozwani, w części dotyczącej Zdzisława L.

- Jeśli prezes fundacji Zdzisław L. udzielił wywiadu w prasie lokalnej, w środowisku, gdzie wszyscy go znają, to należy rozumieć, że godził się na więcej, na publikację w prasie ogólnopolskiej – argumentował Krzysztof Pluta, przedstawiciel wydawcy „Polityki”.

Tygodnik ogólnopolski trafia do osób, które nie znają prezesa fundacji i nigdy go nie spotkają. Gdy tymczasem lokalne pismo „Mazowieckie to i owo” czytają ludzie, których widuje w sklepie i  kościele – mówił a rozprawie Krzysztof Pluta. Twierdził on, że nie można dopuścić do sytuacji, w której powód decyduje, kto ma brać udział w debacie publicznej, a kto jest z niej wyłączony.

Sąd Najwyższy nie podzielił tych opinii i oddalił kasację 29 kwietnia br. Sędzia  sprawozdawca Marta Romańska stwierdziła, że przesłanka z art.13 Prawa prasowego polega na tym, że publikacja artykułu dokonuje się w interesie społecznym. Nie jest jednak przekonujący argument, że publikacja w środowisku lokalnym jest bardziej dotkliwa dla zainteresowanych niż publikacja w prasie ogólnopolskiej. Niezależnie od  treści artykułu ukazującego się w prasie lokalnej, środowisko zna z nazwiska i imienia opisywaną osobę. Z tym, że forma wywiadu dała możliwość obrony opisywanemu – w ocenie SN – stawiano pytania, na które prezes L. się godził i mógł swobodnie odpowiadać.

Jednakże dobra osobiste osób naruszono, gdyż dziennikarka nie poprosiła o zgodę na podanie nazwisk prokuratora, który prowadził śledztwo w sprawie.  Nie można przyjąć, że w tych okolicznościach powód zgodził się na podanie swego nazwiska, nawet w sposób dorozumiany – posumował SN.

Sygnatura akt I CSK 509/10