Sąd Okręgowy w Warszawie - który od maja prowadzi cywilny proces w tej sprawie - przesłuchał trzech świadków, w tym byłego wiceministra finansów i dwóch członków komisji śledczej ds. tzw. afery hazardowej. Proces odroczono do 10 sierpnia. Według Wirtualnych Mediów W listopadzie 2009 r. Radio Zet podało, że w 2007 r. Kancelaria Prezydenta Lecha Kaczyńskiego miała lobbować na rzecz korzystnych rozwiązań hazardowych dla Totalizatora Sportowego, a osobą lobbującą miał być ówczesny zastępca szefa Kancelarii Robert Draba. Zdaniem radia, Kancelaria włączyła się w proces, który do niej nie należy.

Pod koniec 2006 r. rząd Jarosława Kaczyńskiego powołał zespół, który miał opracować projekt podniesienia podatków od branży hazardowej. W jego skład wchodził m.in. przedstawiciel Totalizatora. W styczniu 2007 r. Draba przesłał do minister finansów Zyty Gilowskiej pismo z prośbą o zajęcie stanowiska wobec uwag Totalizatora. Spółka udowadniała, że podniesienie podatków od wideoloterii nie przyniesie dodatkowych wpływów do budżetu państwa. Według Radia Zet kolejne pismo Draba przysłał Gilowskiej w marcu 2007 r. Znalazły się tam opracowania przygotowane przez zespół Totalizatora. Odpowiedź wiceministra finansów Mariana Banasia stanowiła, że "niezrozumiałe jest przekazywanie materiałów niejako alternatywnych do prac powołanego w tym celu zespołu".

Na spotkaniu w kancelarii premiera Banaś, realizując polecenie szefa rządu, zwrócił się do członków zespołu o uwzględnienie w nowelizacji rozwiązań zakładających likwidację dopłat do wideoloterii - podawało radio. Ostatecznie w dokumencie, który trafił pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów w październiku 2007 r. znalazły się trzy warianty rozwiązań. Jeden z nich zakładał obłożenie dopłatami wszystkich gier z wyjątkiem wideoloterii, przy równoczesnym obniżeniu od niej podatków.

Były minister pozwał właściciela radia i jego dziennikarza, autora wiadomości. Żąda od nich przeprosin na antenie radia, w "Rzeczpospolitej" i w Onet.pl za "nieprawdziwe pomówienie" go o lobbing na rzecz Totalizatora. Nie stawia roszczeń finansowych. Draba powiedział w sądzie, że gdyby nie przesłał Gilowskiej korespondencji od TS, można by mu stawiać zarzut zaniechania urzędniczego. Wyjaśniał, że z racji swych obowiązków dostawał wiele różnych opinii od różnych podmiotów, a jeśli dana sprawa nie miała być przedmiotem prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej, to odsyłał je do właściwych resortów. Draba (dziś radca prawny) podkreślił, że zarzut dziennikarza ma wpływ na jego obecne zajęcie, bo "budzi zaniepokojenie jego klientów". - To nie był żaden lobbing, który jest negatywnie odbierany przez społeczeństwo, o ile nie wynika z przepisów prawa - przekonywał adwokat powoda mec. Ryszard Siciński. Jego zdaniem, doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, bo "urzędnik nie może lobbować, nawet na rzecz państwowej spółki".

Pełnomocnik pozwanych mec. Tomasz Gałczyński, który wnosi o oddalenie pozwu, powiedział PAP co cytują Wirtualne Media, że dziennikarz miał prawo użyć takiego stwierdzenia w kontekście opisanej sprawy, bo działał w ważnym interesie społecznym. Adwokat dodał, że o lobbingu mówili w tym kontekście posłowie z komisji śledczej, a słowa dziennikarza potwierdzają dokumenty. - Dla mnie zachowanie pana Draby w pełni wyczerpuje definicję słowa lobbing, które nie jest nacechowane negatywnie - zeznał we wtorek świadek pozwanych poseł PO Jarosław Urbaniak, członek komisji śledczej. "Pytanie tylko, czy był to lobbing niedopuszczalny - dodał. Jego zdaniem, był to "desperacki ruch Totalizatora, jednoosobowej spółki Skarbu Państwa". - Takimi sprawami z pewnością nie zajmuje się minister z Kancelarii Prezydenta; to było zachowanie niedopuszczalne - ocenił poseł. - To była próba nacisku - dodał.