Jak twierdzi prezes KRS Stanisław Dąbrowski, zmiany proponowane w ustawie prowadzą do "radykalnego ograniczenia kompetencji prezesów sądów na rzecz dyrektora sądu bez przyznania jakichkolwiek uprawnień kontrolnych względem dyrektora".
Zgodnie z projektem dyrektor sądu apelacyjnego ma podlegać bezpośrednio ministrowi sprawiedliwości, a dyrektorzy sądów okręgowych i rejonowych dyrektorowi sądu apelacyjnego.
Protest KRS zapowiada ciekawą debatę, zarówno nad tym konkretnie projektem jak i nad generalnymi kierunkami zmian w polskim sądownictwie. O takiej potrzebie mówi się od lat, a kolejne rządy zapowiadały podjęcie działań w tym kierunku. Niewiele z tego dotychczas wyszło, ale być może temu rządowi uda się coś zrobić. Może tego dokonać, ponieważ cieszy się wciąż dużym poparciem społecznym i ma szansę na rządzenie przez pełną kadencje, a być może nawet na reelekcję. To niewątpliwe atuty przy podejmowaniu trudnych reform.
Zmiany, jakie trzeba wprowadzić w wymiarze sprawiedliwości muszą zmierzać do ekonomizacji tej instytucji. Tak jak w gospodarce i w większości już instytucji publicznych, trzeba zacząć w tej dziedzinie liczyć koszty i wydajność pracy, efektywność poszczególnych procedur oraz zespołów pracowniczych itd. Krótko mówiąc, trzeba zacząć w końcu pytać, dlaczego procesy trwają latami, dlaczego rozprawy są ciągle odraczane, dlaczego Skarb Państwa musi płacić odszkodowania ludziom bez powodu i za długo przetrzymywanym w aresztach. Fachowcy muszą policzyć ile kosztuje ten czy inny proces i jak te koszty mają się do wydatków ponoszonych na osiągniecie tego samego celu w innych państwach. Jeśli w Polsce jest drożej, a wiele na to wskazuje, to trzeba skorzystać z dobrych wzorów.
Kto to ma zrobić? Na pewno nie sędziowie, bo byliby „sędziami we własnej sprawie”. Również dlatego, że nie są do tego przygotowani. Zarządzanie instytucją, ludźmi, pieniędzmi, wymaga wiedzy i doświadczenia. Nie mniejszych niż do tego, by być sędzią, tylko innych. Jeśli ktoś miałby się poważnie do tego wziąć, to trzeba w sądach zatrudnić poważnych menedżerów. Nie takich, co im się wydaje, że wszystko potrafią, więc zarządzać także, a może tym bardziej. No i na pewno nie ludzi z politycznego rozdania.