Istniejący od lat impas w dziele reformy wymiaru sprawiedliwości, od strony ministerialnej, wynika ze zjawiska, które określam mianem petryfikacji reform. Jego założeniem jest niezmienność systemu jako całości, jego uwarunkowań i podstaw, które są traktowane jako stałe i niezmienne – fundamentalne, bazą zaś sędziowie, których perspektywa poznawania i zmieniania świata jest zdeterminowana potrzebą umacniania swej pozycji w ministerstwie.
W głowach ministerialnych sędziów–urzędników mnożą się więc pomysły na reformę. Im ich więcej tym lepiej, gdyż w ten sposób można wykazać potrzebę trwania w „zacisznej przystani”. Żeby nie być gołosłownym, odwołam się np. do absurdalnego ministerialnego pomysłu ustalenia pensum sędziego na podstawie czasu, w jakim sędzia dokonuje wszystkie swe czynności. To, rzecz jasna, absurd, ale istotne pozostaje to, że na takie mierzenie stoperem czegoś, co z góry jest skazane na klęskę, przewidziano perspektywę kilku lat, zdaje się, że do 2012 r. Czy z punktu widzenia ministerialnych sędziów–urzędników, którzy wpadli na taki niedorzeczny pomysł, nie jest to świetne rozwiązanie, zapewniające ministerialny sędziowski niebyt przez kilka najbliższych lat? Pomysł ten idealnie realizuje znamienne dla tzw. reform w sądownictwie założenie poszukiwania jakiejś złotej idee fixe, która nakazuje wszystkim wierzyć, przy użyciu propagandowej tuby, że jak się wprowadzi jakąś ustrojową instytucję albo się ją zlikwiduje, to będzie lepiej, sprawniej i sprawiedliwiej. Kto nie wierzy ten ciemniak i przeciwnik reform. Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że jakiś nowy element nie pasuje do całego systemu.
Kiedy więc postuluje się jego likwidację, to zawsze pobrzmiewa jeden argument: ale przecież wydano tyle pieniędzy na tzw. reformę. Przykładem mogą być miliony wydane na elektroniczną księgę wieczystą, które teraz są najpoważniejszym argumentem przeciwko sprywatyzowaniu ksiąg wieczystych. Zjawisko petryfikacji polega także na przeprowadzaniu zmian z punktu widzenia dostrzegalnych skutków, a nie przyczyn negatywnych zjawisk. Dostrzega ono dezorganizację wymiaru sprawiedliwości i negatywne konsekwencje z tego wynikające, ale istota zmian sprowadza się do tego, że skoro w systemie funkcjonują jednostki małe i duże, to należy zlikwidować małe, a duże podzielić, by wszystkie były tak samo niewydolne, ale za to sędziowie będą pracować po równo, sprawiedliwie.
To typowy
przykład prymitywnego egalitaryzmu, zakorzenionego w świadomości statystycznego sędziego w systemie ukierunkowanym nie na indywidualnego sędziego. Sprawiedliwie będzie tylko wtedy, gdy sędziowie będą tak samo pracować, tak samo myśleć, krótko mówiąc będą tacy sami. Co ważne, w zamysłach tzw. reformatorów sprawiedliwości nie poszukuje się rozwiązań gwarantujących obywatelom sprawiedliwe rozstrzygnięcia, a uwaga cały czas jest skierowana na sędziów, aby to im, a nie obywatelom, zagwarantować poczucie sprawiedliwości.
Z mozołem budujesię więc sądownictwo na miarę oczekiwań sędziów, a nie obywateli. W efekcie sądownictwo znajduje się w stanie permanentnej reformy, a notowania sędziów w opinii publicznej, jak były, tak i są mizerne.
Na przestrzeni ostatnich lat wszyscy ministrowie sprawiedliwości mieli jedną cechę wspólną – brak znajomości rzeczy. Brak ten z powodzeniem wypełnia powierzchownie przekonująca ministerialno-urzędnicza aksjologia wartości sędziów, owładniętych statystyką, jakby odkryli jakąś prawdę o wymiarze sprawiedliwości w Polsce, że sądy działają źle. Nieprzygotowanie do pełnienia ministerialnej funkcji doskonale widać na początku urzędowania każdego z ministrów. Lekarstwem na brak przygotowania są wówczas nagminnie powoływane zespoły ekspertów, które mają wypełnić merytoryczną lukę w pełnieniu tak ważnej i odpowiedzialnej funkcji. Zrozumiałe jest, że czas odgrywa wówczas rolę najistotniejszą, gdyż przecież każdy minister musi się czymś – i to jak najszybciej – wykazać. Sięga więc po swój podwładny personel, który z natury rzeczy powinien pełnić rolę techniczno-wykonawczą, a w rzeczywistości pełni funkcję inicjatora reform, pisanych „na kolanie” i zamówienie, realizując jakieś polityczne hasła. Nie dziwmy się zatem, że proponowane reformy przez kolejnych ministrów są niespójne, chaotyczne, nieprzedyskutowane i krótkowzroczne.

Cały artkuł ukazał się w dodatku do Monitora Prawniczego nr 3/2010 pt. „Perspektywy wymiaru sprawiedliwości”.