Rozmowa z dr Wojciechem Rafałem Wiewiórowskim, Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych.

- Wkrótce, 23 września odbędzie się w Warszawie 35. Międzynarodowa Konferencja Rzeczników Ochrony Danych i Prywatności - coroczne spotkanie poświęcone zagadnieniom ochrony danych osobowych i prywatności. Jej tegoroczne hasło przewodnie to „Prywatność: przewodnik po zagmatwanym świecie”. Będzie to ogromna impreza z udziałem 40 państw i 60 delegacji. Jakie problemy są obecnie najistotniejsze?
- Na razie zarejestrowało się 400 uczestników, kolejni chętni wciąż się zgłaszają. Konferencja składa się z dwóch części - sesji zamkniętej dla akredytowanych rzeczników ochrony danych osobowych, która odbędzie się 23 – 24 września 2013 r., oraz sesji otwartej 25 i 26 września 2013 r., w której uczestniczyć mogą wszyscy zainteresowani tematyką ochrony danych i prywatności. Część zamknięta zarezerwowana jest dla rzeczników ochrony danych z całego świata, nie tylko Europy, ale także Australii, Nowej Zelandii, państw azjatyckich, Ameryki Południowej, Kanady, USA, niektórych krajów afrykańskich. Debata będzie dotyczyła tzw. apifikacji świata, czyli coraz powszechniejszego korzystania z różnego rodzaju aplikacji mobilnych. Część otwarta konferencji jest zaś spotkaniem, które pozwoli przedstawicielom doktryny, biznesu i administracji publicznej na wymianę poglądów na najważniejsze tematy. Będą to takie kwestie, jak: zmiany prawa na świecie, różnice prawne, kulturowe i polityczne w podejściu do ochrony danych osobowych i prywatności oraz wyzwania związane z rozwojem technologicznym.
- Czego Pan oczekuje po konferencji? Podpisania porozumienia, wypracowania wspólnego stanowiska?
- Przygotowujemy serię deklaracji, które przyjmą rzecznicy ochrony danych osobowych. Dotyczyć one będą profilowania osób czy śledzenia osoby w sieci. Poza tym dyskutować będziemy np. o prywatności jako wartości kulturowej.
- Czy da się ujednolicić stanowiska 60 delegacji?
- Nie, ale da się wprowadzić rozwiązania umożliwiające współdziałanie między kulturami. Przykładem szerszym są np. prawa człowieka. Nie we wszystkich kulturach świata są one jednakowe, ale istnieje pewien ich zasób, który na całym świecie jest chroniony w ten sam sposób. Podobnie jest z prywatnością. Mimo iż są języki, w których nie ma pojęcia „prywatność”, to istnieje np. pojęcie „intymność”. Próbujemy zatem ogarnąć globalną wymianę informacji, bo dzięki postępowi technologicznemu dziedzina ta zglobalizowała się jak chyba żadna inna. Fakt, że odległość między wyspami Tonga a np. Sanokiem bardzo się ostatnio zmniejszyła powoduje, że całościowe podejście do ochrony prywatności jest konieczne. Musimy jednak określić, w jakich punktach się różnimy i jak sobie z tą różnorodnością radzić.
- Czyli będą państwo dyskutować, jak internauci mają się ograniczać w swoich uprawnieniach?
- Jestem ostanią osobą, która byłaby zwolennikiem ograniczania internautów w ich uprawnieniach. Chciałbym jednak, aby internauta był poinformowany, jakie są konsekwencje jego działań w sieci i się na nie godził. Posuwamy się coraz dalej w ujawnianiu swojej prywatności i trzeba wiedzieć, że dane raz zamieszczone w Internecie już nigdy nie będą do opanowania. Innymi słowy, to, co dziś umieszczamy w serwisach społecznościowych, nigdy może nie być usunięte. Pytanie, czy takie same zasady powinny obowiązywać dzieci, czy one nie muszą być objęte większą ochroną niż osoby dorosłe? Jeśli chodzi o zakazy, to powinny one odnosić się nie do samoograniczania się internautów, ale do możliwości wykorzystywania informacji w innych celach niż te, w których zostały przez nich w sieci zamieszczone. Jako przykład tego, jakie to może rodzić konsekwencje, podam przypadek pewnego mężczyzny, który zamieścił w sieci swoją fotografię ze skoku na spadochronie. Jakiś czas potem zmarł na zawał, a kiedy jego żona próbowała uzyskać pieniądze z ubezpieczenia, dowiedziała się, że to niemożliwe, gdyż mąż oświadczył w deklaracji, że nie uprawia sportów ekstremalnych, a tymczasem to robił, czego dowodem miało być owo zamieszczone w Internecie zdjęcie. Dobrze, że żona wiedziała, iż było ono fotomontażem. Ale niewinny żart zadziałał przeciwko internaucie, akurat w tym przypadku już po jego śmierci.
- Czy zbieranie danych osobowych dotyczy także osób, które w Internecie nie występują?
- Zbieranie danych dotyczy wszystkich. Nie ma osób, których dane nie mogą być do czegoś wykorzystane. Oczywiste jest, że osoby publiczne godzą się w sposób dorozumiany, aby większy zakres informacji na ich temat był przetwarzany bez ich wiedzy. Takie jest oczekiwanie społeczne. Dane np. o prezydencie Polski są z pewnością informacją publiczną, ale powstaje pytanie, gdzie zaczyna się jego prywatność. Dostęp do informacji jest zagwarantowany w Konstytucji RP, ale potrzebna jest równowaga między ochroną prywatności a dostępem do informacji publicznej. 
- Które z państw najlepiej chroni prywatność?
- Zależy w jakiej dziedzinie. Na przykład w Szwecji informacja o dochodach jest ujawniana. W Niemczech czy we Włoszech nie ma o tym mowy, to część życia prywatnego. W Polsce spora grupa osób musi ujawniać dochody w oświadczeniach majątkowych, nie tylko poseł, ale i dyrektor biblioteki publicznej czy przedszkola.
Trudno zaś porównywać ochronę prywatności w skali globalnej. Inaczej wygląda dostęp do danych w Rosji, inaczej w Niemczech. Skandal dotyczący amerykańskiego systemu PRISM stworzonego w USA, aby zbierać informacje o praworządnych obywatelach pokazuje, jak trudne jest porównywanie poszczególnych systemów. Już samo przeprowadzane przez USA rozróżnienie na dane dotyczące obywateli amerykańskich i dane innych osób jest sprzeczne z Europejską Konwencją Ochrony Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Zakazuje ona stosowania tego typu rozróżnień . Ale od Amerykanów możemy uczyć się np. ochrony danych zawartych w systemach opieki zdrowotnej.
Rozmawiała: Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska