Wraca temat połączenia w jeden zawód radów prawnych i adwokatów. Ci pierwsi są tradycyjnie popierają ten pomysł, większość adwokatów, też tradycyjnie, jest przeciw.
Okazją do wznowienia tej drażliwej dyskusji jest sondaż, jaki na zlecenie „Rzeczpospolitej” przeprowadziło Centrum Badań Marketingowych Indicator. Wynika z niego, że prawie trzy czwarte radców (71 proc.) uważa integrację tych zawodów za potrzebną i uzasadnioną. Wśród adwokatów proporcje są odwrotne – tylko co czwarty z nich jest za połączeniem. Bardziej zgodne są obie grupy prawników co do tego, że taka operacja kiedyś musi nastąpić (uważa tak 58 proc. adwokatów i 64 proc. radców), jednak obie grupy nie mają też wiary, że nastąpi to szybko.

Faktem jednak jest, że problem istnieje, że toczy się wokół niego od kilku co najmniej lat dyskusja. Rozpoczęła się ona gdy gruntownym zmianom poddane zostały przepisy o zawodzie radcy prawnego. Status i zasady wykonywania tego zawodu dostosowane zostały do zmian, jakie zaszły w ustroju państwa i gospodarki, co w efekcie doprowadziło do daleko idącego upodobnienia zawodu radcy do adwokata. Warto przy okazji przypomnieć, że tamta reforma wprowadzana była przy dość głośnych protestach adwokatury. Przerysowując nieco problem można powiedzieć, że palestra chciała zatrzymać radców w mateczniku, jakim była tylko obsługa przedsiębiorstw. Oczywiście, nikt tego wprost nie mówił, ale cieszący się statusem wolnego zawodu i patrzący na radców z góry adwokaci, chcieli utrzymania ich pozycji prawnika – urzędnika. Ci ostatni, legitymujący się podobnym przygotowaniem do pracy i mający poczucie stale rosnącej roli w kształtowaniu ładu prawnego, wywalczyli sobie w końcu takie rozszerzenie uprawnień, że zasadne stało się pytanie o dalsze istnienie tradycyjnego podziału.

W przepisach nadal jest on utrzymywany, chociaż w codziennej praktyce coraz trudniej znaleźć jego uzasadnienie. Szczególnie klienci dużych kancelarii wiele wysiłku muszą włożyć w zrozumienie, czym różnią się zatrudnieni tam adwokaci i radcowie. Adwokaci zajmują się niemal wszystkimi dziedzinami prawa, trochę więcej ograniczeń mają jeszcze radcowie. Jednak już chyba tylko kwestią czasu jest umożliwienie im prowadzenia spraw karnych czy rodzinnych. Rozszerzenie ich uprawnień bardzo przydałoby się wymiarowi sprawiedliwości. Po utworzeniu sądów 24-godzinnych okazało się, że adwokatów jest za mało dla zapewnienia dyżurów obrońców z urzędu. Zobowiązane do szybkiego sądzenia sądy zlokalizowane są często w miastach, w których działa jeden, dwóch adwokatów. Radców jest w Polsce czterokrotnie więcej, więc łatwiej byłoby ten obowiązek spełnić.

Akurat temu postulatowi palestra zapewne by przyklasnęła, co nie zmienia jednak faktu, że to środowisko adwokatów hamuje tę reformę. Zresztą publikowane w „Rzeczpospolitej” wyniki sondażu potwierdzają, że adwokaci spodziewają się po fuzji z radcami raczej strat. Radcowie przeciwnie, liczą na korzyści.
Wygląda więc na to, że obie grupy zawodowe podchodzą do projektu bardzo praktycznie. To naturalne i w jakimś stopniu można rozumieć opór adwokatów przed zmianami, które odbiorą im nieco z tradycyjnie uprzywilejowanej pozycji. Z drugiej jednak strony członkowie tej korporacji, grupującej ludzi wyjątkowo inteligentnych, charakteryzujących się szerokim spojrzeniem na otaczającą ich rzeczywistość, powinni z nieco większym wyczuciem reagować na wiatry historii. Może nie warto walczyć z czymś nieuchronnym. Zresztą obie grupy, adwokaci i radcowie, powinni wyciągnąć naukę z przegranej niedawno batalii o dostęp do zawodów prawniczych. Gdyby od początku prac nad nową ustawą ich korporacje wykazały więcej elastyczności, być może powstałaby regulacja lepiej wyważająca różne potrzeby i interesy. Może kompromis udałoby się wypracować bez kolejnych wyroków Trybunału Konstytucyjnego i wojny z Ministerstwem Sprawiedliwości. Także w tym przypadku prawnicy powinni uważać, by ktoś nie rozstrzygnął sprawy ponad ich głowami.