Jednakże Polska, Czechy, Węgry, itd., które nie weszły do strefy euro, wykazały się większą elastycznością w dostosowaniu się do warunków kryzysowych poprzez zdeprecjonowanie swoich walut, dzięki czemu zapewniły sobie większą konkurencyjność. Na panelu firmy doradczej Deloitte na Forum Ekonomicznym w Krynicy eksperci rozważyli różne konsekwencje przyjęcia i nieprzyjęcia unijnej waluty.

W Europie Środkowej funkcjonują różne reżimy walutowe, które w różny sposób reagują na czynniki globalne. Kraje stosujące sztywny kurs rodzimej waluty do Euro (tzw. kotwica walutowa - currency peg), natychmiast odczuły kryzys, wskutek wzrostu premii za ryzyko i niemal natychmiastowego zablokowania dostępu do kapitału denominowanego w walutach obcych. Tak stało się m.in. w przypadku krajów bałtyckich. Sytuacja inaczej prezentowała się dla krajów, które pozostały przy swojej własnej walucie i zmienny kursie wymiany.

„W Polsce i Czechach nastąpił spadek wartości waluty krajowej, co zwiększyło opłacalność eksportu, ale inflacja była na tyle nieznaczna, że banki centralne mogły pozostać przy niskich stopach procentowych" - mówi Ludek Niedermayer, dyrektor w dziale konsultingu Deloitte Czechy.

Zupełnie inaczej potoczyły się zdarzenia na Węgrzech i w Rumunii, gdzie inflacja stała się realnym zagrożeniem i wymusiła wzrost stóp procentowych, co pogłębiło skutki kryzysu i utrudni jego przezwyciężenie.  „Ostatnia grupa - do której należy wyłącznie Słowacja - to kraje posługujące się euro jako walutą lokalną. To uchroniło Słowację od wahań kursów, ale jednocześnie spowodowało utratę konkurencyjności eksportu. Spadek kursów walut w Polsce, Czechach i na Węgrzech podniósł ich konkurencyjność jako eksporterów. Jednakże prawdopodobnie już w niedalekiej przyszłości należy się spodziewać, że fakt przyjęcia euro przez Słowację stanie się dla źródłem korzyści” - podusmowuje Ludek Niedermayer.