Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzić zakaz sprzedaży kosmetyków w aptekach. Resort pracuje nad projektem nowelizacji Prawa farmaceutycznego, który do końca roku ma trafić do konsultacji zewnętrznych.
Ze stancji benzynowych - według projektu znikną niektóre leki, a z aptek niektóre produkty kosmetyczne, gdyż apteka nie może być jak zwykły sklep.
Adwokat Paulina Kieszkowska-Knapik z kancelarii Kieszkowska Rutkowska Kolasiński, ekspertka d.s. prawa farmaceutycznego - uważa, że propozycje resortu nie mają sensu, gdyż już obecnie apteki podlegają restrykcyjnym przepisom. Ograniczeniu sprzedaży podlegają także leki. Teraz można w aptece handlować tylko takimi produktami, które nie służą jedynie do perfumowania i upiększania.
Apteka - zdaniem adw. Kieszkowskiej-Knapik powinna mieć w swoim asortymencie wszystkie towary związane z dbaniem o własne ciało. Tak jest w większości krajów europejskich ( Włochy, Niemcy, Wielka Brytania). Wszędzie tam, w aptekach można kupić smoczki, butelki, pielucho-majtki.
- W Polsce nie kontroluje się zbyt dobrze reklam suplementów diety w aptekach, nie ma skutecznej kontroli wyrobów farmaceutycznych ze strony państwa, ale czym innym jest określenie, które z tych rzeczy powinny być na półce w aptece - stwierdziła w radiu TokFM ekspertka.
Regulacja dotycząca aptek musi być proporcjonalna. Nie możemy wypchnąć towarów, które uzupełniają leki, np. kupujemy antybiotyk na receptę, a do tego szampon i probiotyk. Już teraz nie możemy kupić w aptece pudru, bo to jest środek upiększający - wyjaśnia adwokat.
Apteki kredytują NFZ przez kilka tygodni przez to, że sprzedają paraleki, gdyż czekają aż Fundusz zwróci im pieniądze za sprzedaż leków refundowanych. Apteka musi przetrwać, aby skredytować tanie lekarstwa i dlatego w jej asortymencie muszą znajdować się produkty bez recepty.
Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić opłatę dyspensyjną, ale to oznacza rewolucję lekową w Polsce. W Niemczech taka opłata funkcjonuje w ten sposób, że wszystkie leki kosztują 6 euro. Państwo bierze na siebie koszt produktów, a pacjent płaci sztywną niską cenę . Tyle, że w Polsce NFZ jest za biedny, aby sobie na to pozwolić - uważa ekspertka. U nas pacjent dopłaca ogromne sumy do leków, gdyż limity refundacji są bardzo małe.
W obecnym systemie ekonomicznym, jeśli apteka nie dorobi sobie sprzedając suplementy diety i kosmetyki ( certyfikowanych przez Inspekcję Sanitarną) nie jest w stanie przetrwać, gdyż "ustawa refundacyjna zabiła apteki". Ich marża nie liczy się od ceny leków, lecz od limitu refundacji - przypomniała adwokat Kieszkowska-Knapik.
Ekspert: jesteśmy za biedni, aby usuwać z aptek kosmetyki
W obecnym systemie ekonomicznym, jeśli apteka nie dorobi sobie sprzedając suplementy diety i kosmetyki nie jest w stanie przetrwać. Jest temu winna ustawa refundacyjna - uważa adwokat Paulina Kieszkowska-Knapik.