Ponad 60 złych przepisów dotyczących lekarzy i pacjentów wymienia najnowszy  raport o absurdach prawnych w ochronie zdrowia.  Znaleźli je w ustawodawstwie członkowie działającego od półtora roku Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego. Przygotowany w ramach akcji „Zdrowe prawo” raport ma być wysłany m.in. marszałkom Sejmu i Senatu, ministrowi zdrowia oraz przewodniczącemu sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, pracującej właśnie nad usuwaniem absurdów prawnych z różnych ustaw, dotyczących nie tylko ochrony zdrowia.

Autorzy raportu wskazują m.in., że w ustawie o ZOZ-ach wciąż utrzymana jest rejonizacja, jest tam też mowa o tym, że
mimo uprawnień do bezpłatnych świadczeń zdrowotnych publiczny ZOZ pobiera opłatę za świadczenia udzielone osobie nietrzeźwej, jeśli 
jedynym powodem udzielenia pomocy było zdarzenie spowodowane 
nietrzeźwością. W tej samej ustawie jest też
 zapis, że pacjent, który nie wymaga dalszego leczenia, a pozostaje
 w szpitalu począwszy od terminu określonego przez kierownika 
zakładu powinien ponosić koszty pobytu niezależnie od uprawnień do
 bezpłatnych świadczeń. Tymczasem autorzy raportu zwracają uwagę, że kierownik zakładu nie ma uprawnień, aby wyłączyć prawo do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych.
 Wskazują oni także, że większość przepisów nie jest dostosowana do nowego zawodu – ratownika medycznego. Jego istnienie pominięto m.in. w ustawie o ochronie zdrowia
psychicznego. Autorzy raportu krytykują także ustawę o lekarzu sądowym
oraz przepisy dotyczące stwierdzenia zgonu i kwestii udostępniania 
dokumentacji medycznej krewnym zmarłego pacjenta. 
Jednak największą krytykę ściągnęła na siebie ustawa o diagnostyce medycznej Zdaniem autorów raportu mówi ona o dziesięciu różnych sprawach, a uważają oni m.in., że nie  można w jednym akcie prawnym zawierać przepisów dotyczących wykonywania zawodu i samorządu zawodowego.
  
 
Polskie Towarzystwo Prawa Medycznego to organizacja grupująca grono poważnych prawników i lekarzy. Są w nim m.in. prof. Andrzej Zoll, prof. Antoni Czupryna, prof. Mirosław Nesterowicz, prof. Leszek Kubicki, prof. Marek Safjan, prof. Marian Filar oraz
prof. Eleonora Zielińska. Członkowie tego zacnego grona twierdzą, że złe przepisy trzeba zmienić lub uchylić. Intencja dobra, ale realizacja tego postulatu jest mało realna. Wskazuje na to generalna ocena, jaką przedstawili w autorzy w swoim raporcie. Otóż uważają oni, że większość absurdów, archaizmów i niespójności wynika z tego, że wiele ustaw dotyczących ochrony zdrowia w Polsce było nowelizowanych, a nie pisanych na nowo.

To prawda, mniej więcej dwie trzecie z obfitej produkcji legislacyjnej naszego parlamentu to zmiany ustaw już istniejących. Nie chodzi w nich o jakieś generalne zmiany czy stworzenie całkiem nowej regulacji, tylko o różne poprawki i dopisywanie jakichś nowych rozwiązań. Pojawia się jakiś problem, który nie jest uregulowany, albo okazuje się, że ten czy inny  przepis jest niejasny, czy niespójny z innymi regulacjami. Powstaje więc rządowy lub poselski projekt mający zmienić ten szczegółowy zapis w ustawie. Jego autorzy zajmują się tylko tym problemem, mają jakąś konkretną sprawę do załatwienia. Zwykle nie bardzo interesują się szerszym kontekstem proponowanej zmiany, a system uzgodnień międzyresortowych i generalnej kontroli jakości legislacji działa dość słabo. Utrudnia go dodatkowo wielka ilość zmian w prawie, jaka każdego roku trafia do Sejmu i jest przez Parlament uchwalana. Do tego duża część ustaw powstaje w pośpiechu, pod naciskiem mijających terminów, o których oczywiście wcześniej dobrze wiedziano. Wtedy nawet rząd swoje ustawy kieruje do laski marszałkowskiej jako projekty poselskie, by uniknąć uciążliwej procedury uzgadniania nowej inicjatywy legislacyjnej i konsultacji społecznych.

Czy w takich warunkach może powstawać dobre prawo, uwzględniające wszystkie skutki jego zmiany? Raczej nie, na co dowodem jest fakt, że większość ustaw uchwalanych przez nasz parlament jest w dość krótkim czasie poprawiana. Z tych dwóch trzecich ustaw nowelizowanych, a nie pisanych od nowa, tak co najmniej połowa to nie są zmiany związane z jakimiś przemianami w życiu społecznym czy w technologiach, które nie były znane w momencie uchwalania ustawy. W tej pracy dominuje poprawianie błędów popełnionych przez legislatorów wcześniej.

Na takie m.in. przyczyny złej jakości legislacji wskazują eksperci tropiący absurdy w prawie medycznym. Podobne zarzuty można postawić większości dziedzin prawa, a gdyby powstały w odniesieniu do nich raporty podobne do tego przygotowanego przez Polskie Towarzystwo Prawa Medycznego, to marszałkowie obu izb parlamentu dostaliby o wiele dłuższą listę ustaw do poprawki. Tylko ile kolejnych błędów mogłoby powstać, gdyby posłowie i senatorowie poważnie nimi zajęli się?