W trwającym już dwanaście lat procesie wykonana została kolejna czynność, ale na następne trzeba czekać co najmniej do 14 października, bowiem właśnie za ponad cztery miesiące wyznaczona została kolejna rozprawa.

Opowiadający o korporacji Amway film "Witajcie w życiu", którego emisji zakazano w drodze zabezpieczenia powództwa tej firmy, można zdefiniować jako film dokumentalny - ocenił przed warszawskim sądem okęgowym biegły medioznawca i filmoznawca prof. Andrzej Pitrus. Ekspert dodał, że "zastosowane w nim środki mieszczą się w tradycji kina", a film - co jest dopuszczalne i szeroko stosowane - opiera się na materiałach dokumentacyjnych i inscenizowanych. - Sceny inscenizowane są wizualizacją pewnych treści. W tym filmie są czytelne, łatwo je odróżnić; mówią m.in. o tym, jak Amway stara się kształtować życie osobiste pracowników - wskazał biegły. Biegły podkreślał, że film dokumentalny ma prawo być krytyczny. Wyraził też pogląd, że w filmie dokumentalnym może pojawiać się element odautorski.

W 56-minutowym dokumencie Henryka Dederki, zamówionym przez TVP, a wyprodukowanym przez spółkę "Contra Studio", kilku dystrybutorów Amwaya przedstawiało ideologię firmy, metody werbowania współpracowników i fragmenty szkoleń. Sceny z ich udziałem połączono z inscenizacjami, w których uczestniczyły osoby nie związane z Amwayem. Jeszcze przed emisją film został zaskarżony przez korporację oraz kilku jej dystrybutorów. TVP i producentowi zarzucili oni "narażenie na utratę społecznego zaufania potrzebnego do prowadzenia działalności". Twierdzili, że film, stosując manipulację, prezentuje negatywny obraz korporacji jako nastawionej tylko na sukces materialny.

Kolejne procesy wytaczane przez Amway w sprawie tego filmu trwają od 1997 roku. Już na początku jednej ze spraw sąd w drodze tzw. zabezpieczenia powództwa zakazał emisji filmu w TVP - co spotkało się z krytyką w mediach, pojawiły się głosy o powrocie cenzury. To niedobre oskarżenie w położonym w środku Europy demokratycznym państwie. Ale ta sprawa to także wielka kompromitacja polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie da się racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego sądy przez tyle lat nie mogą rozstrzygnąć tego sporu. Że skomplikowany? Z opinii biegłego wynika, że nie aż tak bardzo. Może biegły niewiarygodny? To można powołać jeszcze jednego. Do ilu razy sztuka? Ale jest też sprawa tempa pracy sądu, który wyznacza termin, przesłucha biegłego i odkłada sprawę na wiele miesięcy. W ten sposób szykuje się kolejny rekord w naszym i tak rekordowo opieszałym sądownictwie.