- PiS może oceniać negatywnie postępowanie Bartłomieja Misiewicza, ale jako członka partii. Natomiast kształtować mu karierę i możliwości pełnienia funkcji publicznej, uznawać, że państwo jest własnością jednej partii, to jest coś niespotykanego - mówił w Superstacji Rzecznik Praw Obywatelskich dr Adam Bodnar.
Politycy PiS kilka dni temu stwierdzili u Misiewicza "brak kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa i innych sferach życia publicznego". - To jest naruszenie jego prawa konstytucyjnego równego dostępu, bo już się z góry przesądziło o tym, że nie ma kwalifikacji. Można by się nawet zacząć zastanawiać, czy tak kategoryczne stwierdzenie nie narusza jego dóbr osobistych - stwierdził Bodnar.
Bartłomiej Misiewicz przestał być rzecznikiem MON, został jednak zatrudniony w PGZ na stanowisku pełnomocnika zarządu ds. komunikacji. "Rzeczpospolita" oraz "Fakt" podały w kwietniu informację o rzekomych zarobkach Misiewicza w PGZ. Według gazet będzie miał on zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. Rzecznik PGZ zaprzeczył tym informacjom. Misiewicz rozstał się jednak ze spółką za porozumieniem stron. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zdecydował o zawieszeniu Misiewicza w prawach członka PiS i powołał komisję do wyjaśnienia sprawy. Dzień później komisja stwierdziła, że Bartłomiej Misiewicz nie ma kompetencji do pełnienia funkcji publicznych. 27-letni działacz zrezygnował z członkostwa w PiS.
Dowiedz się więcej z książki | |
Ochrona danych osobowych. Komentarz
|