Jak pokazała tegoroczna Diagnoza Społeczna, kobiety w Polsce są dyskryminowane np. w zakresie zarobków - przeciętny dochód deklarowany przez nie jest o jedną czwartą niższy od dochodu mężczyzn (podobnie było w 2009 i 2011 r.). Nie wynika to ze statusu społeczno-zawodowego - we wszystkich grupach, z wyjątkiem rencistów, różnica jest taka sama lub zbliżona. Również w grupach zawodowych o względnie wyrównanych kompetencjach, obowiązkach i stanowiskach różnica w dochodach między kobietami a mężczyznami nie znika, choć spada do 19-20 proc.
Kobiety nie czują się jednak częściej dyskryminowane od mężczyzn, a w poprzednich latach większy był nawet odsetek mężczyzn niż kobiet doświadczających subiektywnie dyskryminacji.
Zdaniem prof. Czapińskiego, jednego z autorów Diagnozy, wyniki świadczą o tym, że nadal Polacy mają tradycyjne wyobrażenie o podziale ról. - Wprawdzie rośnie grupa Polek dobrze wykształconych, które mają dość stereotypów i nie widzą powodu, dla którego - piastując to samo stanowisko, mając to samo przygotowanie i kompetencje co mężczyźni - dostają mniej pieniędzy. Ale ogromna większość kobiet wciąż przyjmuje za naturalne, że osobą w rodzinie, która ma zapewnić byt, jest mężczyzna - mówi.
Zauważył, że najgorsza sytuacja w małżeństwach jest tam, gdzie żona zarabia więcej. - Gdy mąż zarabia więcej, to "łagodzi obyczaje w małżeństwie", kobieta łatwo się z tym godzi, nawet się z tego cieszy, a mężczyzna ma satysfakcję, że spełnia się w swej tradycyjnej roli - uważa prof. Czapiński.