Długa dyskusja i namiętne spory towarzyszyły pracom nad ustawą o zakazie pracy handlu w święta. Wielu mówiło, że to nie najlepszy pomysł, ale chyba nikt nie przewidywał, że historia skończy się takim blamażem. Teraz, 1 listopada, kiedy to zakaz ma zadziałać po raz pierwszy,okazuje sie, że zamknięte może być wszystko. Na szczęście Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej próbuje ratować sytuację i podpowiada, że zakaz można obejść, zatrudniając ludzi na zlecenie lub umowę cywilną. Państwowa Inspekcja Pracy poinformowała jednak, że zakaz nie dotyczy stacji paliw, jako że są one placówkami użyteczności publicznej. Takie samo stanowisko zajęło Ministerstwo Pracy.

Idea wprowadzenia zakazu handlu w święta narodziła się jeszcze w poprzedniej kadencji. W pierwszej wersji zakrojona ona była znacznie szerzej, bowiem zakaz obejmować miał wszystkie święta - religijne, państwowe i niedziele. Pomysł, którego podłoże miało ideologiczno - religijny charakter, lansowany był przez posłów reprezentujących środowiska"patriotyczno - religijne", a zwalczany przez liberałów i organizacje reprezentujące biznes. Z jednej strony zasada "dzień święty święcić", z drugiej wolny rynek, prawo do robienia zakupów kiedy chcemy i perspektywa zwolnień pracowników w pracujących o jeden dzień mniej sklepach. Po długich targach przeszło rozwiązanie kompromisowe - sklepy zamknięte w 12 najważniejszych świąt, m.in. w Boże Narodzenie, Wielkanoc, Wszystkich Świętych, 1 i 3 maja. Nawet najwięksi liberałowie i zwolennicy niedzielnych zakupów mogą taką opcje przełknąć i przyzwyczaić się, że w te dni po sklepach nie chodzimy. Szczególnie, że autorzy ustawy zapowiadali, że w razie czego najpotrzebniejsze rzeczy można będzie kupić w małych osiedlowych sklepikach. No i czynne będą, jak zawsze i na całym świecie, stacje benzynowe. I taką właśnie ustawę uchwalili, a przynajmniej tak sięposłom i senatorom wydawało.

Teraz okazuje się, że parlament uchwalił ustawę zakazującą w wymienione święta pracy wszystkich placówek handlowych, nawet stacji benzynowych. Po prostu posłowie, a potem "izba refleksji" nie zauważyli, że uchwalają coś przynajmniej trochę innego niż mieli zamiar. No cóż, nie pierwsza to sytuacja, gdy szumnie zapowiadana zmiana okazuje się bublem prawnym. W tym przypadku skutki niekompetencji parlamentarzystów i ich doradców mogą być szczególnie bolesne. Nietrudno sobie wyobrazić te dantejskie sceny w dniu Wszystkich Świętych, gdy wyjeżdżający na groby nie będą mieli gdzie zatankować swoich samochodów. Może jednak nie będzie aż tak źle, bowiem samo ministerstwo pracy podpowiada wyjście z tej pułapki. Państwowa Inspekcja Pracy poinformowała jednak, że zakaz nie dotyczy stacji paliw, jako że są one placówkami użyteczności publicznej.

Otóż będą mogły pracować placówki zatrudniające osoby na umowy - zlecenie lub na umowy cywilne, a także sami właściciele placówek handlowych i ich rodziny. Zakaz nie dotyczy tych grup pracowników, ponieważ wprowadzony on został w nowelizacji kodeksu pracy, a ten dotyczy przecież osób zatrudnionych na umowę o pracę. Jeśli więc właściciel wraz z rodziną jest w stanie poprowadzić obiekt, to może sklep lub stację w święto otworzyć. Podobnie, jeśli ma pracowników na zlecenie lub "przedsiębiorców" pracujących na zasadzie samozatrudnienia. Jeśli nie ma takich, może części pracowników zaproponować zmianę statusu. W skrajnym przypadkumożna sobie wyobrazić, że właściciel sklepu lub supermarketu zwolni całą załogę, a potem wszystkim zaproponuje zawarcie umów jako z podmiotami gospodarczymi. I jak gdyby nigdy nic będzie mógł otworzyć sklep w każde święto. Prawda, jakie proste? Wprawdzie rząd nie popiera za bardzo rozwoju samozatrudnienia, ale tą ustawą i interpretacją wydaną do niej przez właściwego ministra niewątpliwie przyczyni się do burzliwego rozwoju tej formy relacji pracownik - pracodawca. Chociaż chyba nie o taki efekt chodziło autorom tej kontrowersyjnej ustawy.