Komisja Europejska ponagla polski rząd w sprawie kolejnej wersji programu ratunkowego dla stoczni. Rząd zapowiada, że wkrótce odpowie na propozycję unijnej komisarz do spraw konkurencji. Wiele wskazuje, że pomysł Neelie Kroes zostanie zaakceptowany, chociaż wydaje się on co najmniej kontrowersyjny, bowiem zakłada utworzenie tzw. spółek wydmuszek.
 
Propozycja pani komisarz nawiązuje do tzw. wariantu greckiego, gdzie konflikt o rządowe dotacje dla narodowych linii lotniczych zakończył się zgodą na utworzenie nowych spółek, do których przeniesiono wszystkie aktywa upadającej firmy. Ten sam pomysł zaproponowany został teraz Polsce, by zakończyć spór o rozliczenie pomocy publicznej udzielonej stoczniom w sposób sprzeczny z unijnymi zasadami.

Zgodnie z prawem UE stocznie powinny zwrócić parę miliardów złotych otrzymanych od państwa, co dla tych firm oznaczałoby definitywny upadek. Przeciwko takiemu scenariuszowi protestują związki zawodowe, samorządy lokalne, nie podoba się on także rządowi, który boi się społecznych i politycznych skutków takiego rozwiązania. Stąd długotrwałe zabiegi w Brukseli zmierzające do zmiękczenia stanowiska Komisji Europejskiej. Komisja nie ustępuje co do zasady, że bezprawnie przyznana pomoc powinna być zwrócona, ale rzuca naszemu rządowi koło ratunkowe w postaci wspomnianej spółki - wydmuszki.

Miałoby to polegać na tym, że na bazie stoczni utworzone byłyby nowe spółki, do których przeniesiony zostałby majątek, załogi i kontrakty starych zakładów. Miałyby one czystą sytuację i mogłyby budować statki. W starych spółkach zostałyby różne zaszłości, a przede wszystkim te rządowe dotacje, które trzeba zwrócić. Oczywiście, nic tam do zwracania nie ma, bo te pieniądze zostały już dawno wydane. Ale jeśli rząd chciałby się u kogoś o nie upominać, to właśnie w tych spółkach. Nic nie dostanie, ale z tym to już wszyscy się pogodzili, także komisarz Kroes. Ale przynajmniej formy byłyby zachowane.

Jest tylko jeden kłopot. Wyprowadzanie z bankrutujących spółek majątku i tworzenie spółek - wydmuszek jest niemoralne, zakazane przez prawo, ścigane  i surowo karane. Jak więc to zrobić w odniesieniu do stoczni? A no wydana miałaby być specjalna ustawa, która przypadek stoczni wyłączałaby z ogólnej zasady.
Rząd zwleka z odpowiedzią o przyjęciu tego wariantu, ponieważ prawdopodobnie obawia się prawnych i politycznych skutków takiego kroku. No bo przecież nie obyłoby się bez pytań, dlaczego bezprawie nagle staje się prawem. Także o to, czy inne firmy w razie czego mogłyby liczyć na takie "odpusty". Być może też przedsiębiorcy oskarżani przed sądami o stosowanie takiego procederu mieliby dobre argumenty na swoją obronę. Oto państwo sankcjonuje to, za co mnie grozi więzienie! Trudną decyzję ma do podjęcia rząd.