Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski uważa, że kastrowanie chemiczne osób dopuszczających się przestępstw na tle seksualnym jest  zgodne z artykułem 40 konstytucji RP. Przyznaje jednak, że prawdziwym problemem jest brak w Polsce ośrodków, w których możliwe byłoby leczenie pedofilów po odbyciu wyroku. I przypomina, że już obecnie możliwe jest umieszczanie sprawców przestępstw seksualnych w odpowiednich ośrodkach w ramach środka zabezpieczającego i leczenie ich. Ćwiąkalski podkreśla, że kastracja chemiczna nie jest jednoznaczna z kastracją chirurgiczną i nie jest karą cielesną. - To jest proces odwracalny - powiedział minister na niedawnej konferencji prasowej i wyjaśnił, że pedofilom podaje się środek obniżający popęd seksualny.

Ćwiąkalski poinformował, że projekt zmian w przepisach jest już gotowy i można się z nim zapoznać na stronie internetowej ministerstwa sprawiedliwości. Minister podkreśla, że o kastracji chemicznej decydowaliby lekarze. - Tylko po odbyciu kary pozbawienia wolności taką osobę będzie można umieścić w ośrodku leczenia - mówił minister, podkreślając, że ci, którzy opuszczają zakład karny nie mają co ze sobą zrobić. - Powinni zażywać leki, które kosztują 500-600 zł miesięcznie. Nie mają gdzie wrócić, nie mają rodzin, zaprzestają kuracji i mogą się stać ponownie niebezpieczni dla społeczeństwa - mówi Ćwiąkalski.

A więc wszystko się wyjaśnia. Cała ta wywołana przez premiera Donalda Tuska "zadyma" z kastracją pedofilów sprowadza się do tego, by zacząć stosować obowiązujące od czterech lat przepisy karne.  To one właśnie nakazują wspomniane wyżej leczenie pedofilów po odbyciu wyroku w specjalnych ośrodkach. Jak jednak wiadomo, żaden taki ośrodek dotąd nie powstał, więc ma rację minister mówiąc, że taki pedofil w praktyce nie jest leczony. Ale to już nie wina złych przepisów, tylko opieszałości kolejnych ministrów sprawiedliwości, w tym tak zawziętego na wszelkiej maści przestępców Zbigniewa Ziobro, ale także obecnego szefa resortu, w stosowaniu obowiązującego prawa. Może więc nie ma co tyle gadać o "kastracji" i rozbudzać niezdrową wyobraźnię gawiedzi, tylko utworzyć przynajmniej jeden taki ośrodek.  Zrobić to i poinformować opinię publiczną ile to kosztuje, by wszyscy ci, którzy tak ochoczo popierają kastracyjną krucjatę premiera wiedzieli, ile za to zapłacą.