Zorganizowana przez Polską Izbę Książki i Stowarzyszenie Autorów ZAIKS konferencja miała służyć poszukiwaniu nowego modelu rozliczania się konsumentów dóbr kultury z ich autorami. A problem jest poważny, bowiem jak zauważył Andrzej Kuśmierczyk, prawnik z ZAIKS, powszechność internetu bardzo skomplikowała gospodarowanie prawami autorskimi do utworów artystycznych. - Coraz mniej jest dochodów z płyt, radia i TV, a słuchanie muzyki przenosi się do sieci. Coraz więcej osób traktuje to jako lepszą i bardziej przyjazną formę korzystania muzyki, ale tylko niewielka część użytkowników płaci za tak wykorzystywane utwory - mówił. I podał przykład: jeśli jakaś typowa płyta sprzedawała się kiedyś w 50 tys. egzemplarzy, to teraz 10 tys. jest już dobrym wynikiem. – Ale to nie oznacza, że sprzedano równolegle 40 tys. plików z tą muzyką. Bo w omawianym przykładzie było ich tylko 3 tys. – mówi Andrzej Kuśmierczyk. I dodaje, że reszta to szara strefa lub zwykłe piractwo.
Włodzimierz Albin, szef Polskiej Izby Książki i prezes wydawnictwa Wolters Kluwer Polska dodaje, że nie lepiej jest na rynku książki. – Sprzedaż książek drastycznie spada, co nie oznacza jednak, że równie drastycznie maleje czytelnictwo. Po prostu coraz więcej książek trafia do odbiorców nielegalnymi kanałami. Ktoś kupuje jeden egzemplarz, a potem jest on kopiowany i kolportowany w internecie. Oczywiście już bez żadnej opłaty dla wydawcy i autora – mówi Włodzimierz Albin. I dodaje, że znalezienie nowego modelu sprzedaży książek to dla wydawców dziś najważniejsze wyzwanie biznesowe.

Prawo nie potrafi ścigać piratów
- Obowiązujące obecnie prawo dostatecznie dobrze reguluje te sprawy, tylko nie jest ono przestrzegane i nie jest bronione przez organy państwa. Sądy wyraźnie sobie z tym nie dają rady – podkreśla. I dodaje, że wydawcom wcale nie chodzi o ściganie zwykłych ludzi, którzy podzielą się kupioną książką z rodziną czy kimś znajomym, ale o skuteczną walkę z tymi, którzy zrobili sobie z takiego piractwa dochodowy biznes – mówi Włodzimierz Albin. W tym kontekście prezes wymienia portal Chomikuj.pl, z którym wydawcy próbują zbiorowo walczyć na drodze sądowej, ale na razie bez rezultatu, ponieważ sprawa ciągle nie może wyjść poza sądowe spory proceduralne.
Andrzej Kuśmierczyk dodaje, że poważnym problemem jest w tym kontekście istniejąca w prawie autorskim instytucja „dozwolonego użytku” zakładająca, że nabywca książki lub płyty, a analogicznie też pliku muzycznego, może nich korzystać sam, a także udostępnić rodzinie oraz w „kręgu towarzyskim”. - W epoce przedinternetowej obejmowało to przyjaciół, kolegów z klasy, z biura. A czy dziś na tej samej zasadzie można traktować kilkuset „przyjaciół” z Facebooka – pyta? I dodaje, że właśnie na takich forach odbywa się masowa wymiana dóbr kultury bez zastanawiania się, czy ktoś powinien za to płacić.

Gdzie trafiają te pieniądze?
Jak zauważa Władysław Majewski, jeden z pionierów internetu w Polsce, suma pieniędzy, jakie przeciętny obywatel rozwiniętego świata wydaje na dobra kultury stale rośnie. – Ludzie chcą korzystać z wytworów artystycznych i wydają na to pieniądze. Tylko gdzie one trafiają – zastanawia się. I dodaje, że w sytuacji gdy model egzemplarzowego obrotu przeżywa kryzys, musi zastąpić go jakiś nowy.
Na rynku muzycznym są już takie modele. To serwisy oferujące muzykę, typu iTunes, Netfix, czy Spotify, które działają na takiej samej zasadzie jak telefony na kartę z doładowaniem. Jest też model abonamentowy, jak telewizja HBO, wypożyczalnie e-booków, także mecenat państwowy i system „sztuka na zamówienie”.
O ile na Zachodzie one dość dobrze już się rozwinęły, to w Polsce nie bardzo to wychodzi. – Owszem, jest w Polsce grupa twórców muzycznych, których utworzy są obecne płatnych serwisach, ale nie są oni generalnie zadowoleni z przychodów z tego źródła. Może dlatego, że te serwisy nie znalazły w Polsce licznych grup stałych użytkowników. Jeśli jakiś operator daje to w pakiecie usług telefonicznych, to jego klienci chętnie z tego korzystają. Gdy natomiast usługa zostaje wydzielona i trzeba za nią płacić dodatkowo 10 czy 20 złotych miesięcznie, to liczba zainteresowanych gwałtownie spada – mówi Andrzej Kuśmierczyk. I podaje przykład bardzo popularnego za granicą serwisu muzycznego, który w Polsce zyskał raptem kilkudziesięciu klientów. Jedynie krajowy serwis Muzodajnia odniósł jako taki sukces. – Ale i tak daleko poniżej oczekiwań środowiska muzycznego – komentuje Andrzej Kuśmierczyk.
A Grzegorz Boguta, przez wiele lat szef dużych wydawnictw książkowych a obecnie działacz Polskiej Izby Książki dodaje, że podobnie jest w biznesie wydawniczym. – Cyfrowe wypożyczalnie książek nie osiągają dużych obrotów, jest to skala znacznie mniejsza niż w krajach wyżej rozwiniętych – mówi. I też stwierdza, że potrzebne jest wypracowanie w tej dziedzinie jakiegoś nowego modelu relacji handlowych.

Karta jak abonament
Jak mówi Grzegorz Boguta, w środowisku zainteresowanym stworzeniem nowych zasad sprzedaży dóbr kultury poważnie dyskutowany jest pomysł stworzenia „powszechnej karty dostępu”, czyli czegoś na wzór abonamentu płaconego przez wszystkich użytkowników internetu, który upoważniałby do bezpłatnego korzystania z dostępnych w sieci utworów. Nie ma jednak jeszcze jednoznacznej opinii, czy miałaby to być „karta” dobrowolna czy obowiązkowa, nie wiadomo też, jak miałaby być ona dystrybuowana. Jako element abonamentu internetowego, który byłby wtedy odpowiednio wyższy, czy też oddzielnie. Wątpliwości uczestników debaty wywoływały też ewentualne zasady rozdzielania pomiędzy twórców uzyskanych z tego źródła przychodów. Bezpośrednio, czy za pośrednictwem instytucji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi? I według jakich kryteriów?
Uczestnicy debaty wskazywali, że w odniesieniu do muzyki zapewne dałoby się taki system zastosować, zresztą od kilkudziesięciu już lata działa system zbierania tantiem od nadawców i wykonawców muzyki przez ZAIKS. – Ale czy byłoby to też do zastosowania także dla wydawców książek, albo dla prasy, która także na naszych oczach obumiera? – zastanawiali się.
Jednak wszyscy byli zgodni, że nowego modelu trzeba energicznie szukać, bo dni dotychczasowego już są policzone.