Być może już niedługo nie będzie więzienia za zniesławienie. Dyskusja na ten temat toczy sie już od pewnego czasu, ale gdy taką zapowiedź formułuje  minister sprawiedliwości to szanse na taka zmnianę prawa wyraźnie rosną.  - Uważam, że w przypadku przestępstwa z art. 212 Kk "pakowanie" kogoś do więzienia jest niesłuszne.  Kara grzywny czy kara ograniczenia wolności mogą swoją rolę równie dobrze spełnić - zaznaczył minister - w radiowych "Sygnałach Dnia" 9 kwietnia.

Zbigniew Ćwiąkalski chce zniesienia kary więzienia za zniesławienie, robi jednak zastrzeżenia.  Zwraca uwagę, że często patrzy się na przestępstwo zniesławienia przez pryzmat tego, co mówią politycy czy dziennikarze i  proponuje się znieść tę karę w odniesieniu do tych grup zawodowych. - Natomiast normalny, zwykły człowiek nie chce być zniesławiany w swoim środowisku przez swojego sąsiada, przez swojego kolegę z pracy, kogoś na ulicy, w związku z tym uważam, że to przestępstwo w tym momencie powinno pozostać, tylko bez kary pozbawienia wolności - mówi Ćwiąkalski.

W tym kontekście z pewną rezerwą należy patrzeć na złożony niedawno w Sejmie przez klub PiS projekt zmian w Prawie prasowym i Kodeksie Karnym, zakładający m.in. likwidację artykułu 212 Kk, który przewiduje do 2 lat więzienia za pomówienie w mediach o "postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć kogoś w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności".

Wątpliwości nie budzi sam zamiar zniesienia kary pozbawienia wolności za pomówienie. Tu rzeczywiście powinien wystarczyć katalog kar wymieniony przez ministra. Pod warunkiem jednak, że te kary będą wykonywane. Niestety sprawy, które wywołały tę dyskusję, wskazują, że mogą z tym być problemy. Otóż z "tego paragrafu" nikt obecnie w Polsce nie siedzi. Głośno było o dwóch sprawach dziennikarzy - Andrzeja Marka z Polic i Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego "Gazety Polskiej", ale to nie ten przypadek. Pierwszy miał trafić do więzienia za niewykonanie "wolnościowego" wyroku. Sąd nakazał mu przeproszenie pomówionej osoby, a Marek konsekwentnie tego odmawiał. W przypadku Sakiewicza o żadnym wyroku jeszcze mowy nie było, on tylko odmawiał przyjścia do sądu, więc ten nakazał zatrzymanie i doprowadzenie. Gdy już nie będzie art. 212, takie przypadki też mogą się zdarzyć. Co zrobi wymiar sprawiedliwości, gdy ktoś kogoś pomówi, a potem będzie unikał sądu. Żeby sprawę wyjaśnić
i choćby udzielić nagany, trzeba będzie oskarżonego doprowadzić. Wrzawa w mediach murowana. Albo, gdy wina zostanie dowiedziona, sąd skaże pomawiającego na karę ograniczenia wolności połączoną z pracą społecznie użyteczną, a skazany jej nie wykona. Co w wtedy - policja go doprowadzi? Jeśli będzie to dziennikarz lub jakaś inna osoba publiczna, kamery telewizyjne na pewno przy tym będą, podobnie jak niektórzy politycy. Ustawodawcy, zanim przegłosują likwidację artykułu 212, powinni sobie zdać sprawę, że to problem znacznie bardziej złożony, niż mogłoby wynikać z szumu medialnego, jaki obserwujemy wokół tej sprawy.