W ostatnich latach sądy zalane są powodzią pozwów o zapłatę wnoszonych przez firmy sekurytyzacyjne. Chodzi tu najczęściej o zaległe faktury sprzed lat o zapłatę  firmom telekomunikacyjnym, czy bankom. Instytucje te nie uznają dochodzenia tego rodzaju spraw za opłacalne. Często bowiem opisane w fakturach roszczenia są przedawnione, sporne, a bywa nawet, że faktury są wystawione bezpodstawnie. Z reguły wynikające z tychże rachunków należności są na tyle niskie, że nie opłaca angażowania się  wysokoopłacanych bankowych prawników. Nie bez znaczenia jest też uszczerbek dla wizerunku banków i podobnych instytucji, wynikający z ciągania klientów przed sądy. Prościej sprzedać cały pakiet tysięcy roszczeń wyspecjalizowanej firmie za ułamek nominalnej wartości i w ten sposób pozbyć się kłopotu i uzyskać gotówkę.

Jak to się dzieje, że to co nie opłaca się bankom opłaca się firmom sekurytyzacyjnym? Otóż firmy te wyznają zasadę, że straty na należnościach nieściągniętych zostaną z nawiązką pokryte przez egzekucję pozostałych należności. Taką możliwość daje im skala działalności, oraz znajomość mechanizmów podobnych do ubezpieczeniowych, czyli oszacowanie sum możliwych do ściągnięcia, oraz wynikłych stąd kosztów. W skrócie: duży obrót, małe koszty, a w efekcie mały zysk jednostkowy daje ogromne zyski globalne. Wydatki tych firm są małe, bo obsługują je kancelarie prawnicze – istne fabryki, a o niskie koszty zadbał ustawodawca, dla wygody tego rodzaju firm wprowadzając tzw. e-sąd lubelski. Cechuje się on bardzo niskimi kosztami wniesienia spraw sądowych. Zasadnicze koszty funkcjonowania tego systemu ponosi więc Skarb Państwa, a zyski dla firm zapewniają konsumenci, którzy po wielokroć machają ręką na dochodzenie sprawiedliwości w sądach i dla świętego spokoju wolą już zapłacić i mieć sprawę zakończoną. Łatwy zysk gwarantują ci pozwani, którzy zmienili adres zamieszkania, bądź z innych przyczyn nieodebrali korespondencji sądowej. Nasz system sądowy cechuje się bowiem nadmiernym zaufaniem sądów do powodów i do poczty: jeżeli powód wskaże błędny adres pozwanego, a poczta tego nie zakwestionuje (w praktyce nigdy tego nie robi), to nakaz zapłaty wysłany na taki adres zostanie uznany za skutecznie doręczony w drodze tzw. fikcji doręczenia, i po upływie przewidzianego czasu taki nakaz uprawomocni się.  Wtedy wysyła się taki prawomocny nakaz do komornika i, dziwnym trafem, odnajduje się rzeczywiste miejsce pobytu dłużnika, który często dopiero po zajęciu mu emerytury czy pensji dowiaduje się o toczącym się procesie sądowym.
 

Dowiedz się więcej z książki
Prawo upadłościowe i naprawcze. Prawo restrukturyzacyjne
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł



Nic więc dziwnego, że spora część takich dłużników woli zapłacić firmie windykacyjnej niż wchodzić w proces sądowy. Nie brakuje jednak też i tych pozwanych, którzy uznają, że nie będą tuczyć firm sekurytyzacyjnych i postanawiają walczyć o swoje prawa. O tyle to jest łatwe, bo windykatorzy bynajmniej nie zamierzają walczyć z dłużnikami do ostatniej kropli krwi. Wręcz przeciwnie – po wielokroć spotkałem się z sytuacją, że samo złożenie sprzeciwu od nakazu zapłaty, z powołaniem się na skuteczny zarzut np. przedawnienia skutkuje cofnięciem pozwu. Ale i bywa, że konieczna jest bardziej rozbudowana argumentacja. Otóż firmy sekurytyzacyjne mają ogromne trudności z udowadnianiem, że ich roszczenie rzeczywiście istnieje. Od sprzedawcy kupili bowiem cały ogromny pakiet roszczeń, które konkretyzują się fakturami wystawionymi na danych konsumentów, bez historii danej faktury i powiązania ich z realnymi zjawiskami gospodarczymi. Jeżeli więc konsument kwestionuje podstawy do wystawienia faktury, to firma windykacyjna ma ogromne trudności z przedstawieniem dowodów. Faktury przecież często dotyczą nie tylko niespornych płatności za usługi, ale np. są wystawione z tytułu kar umownych, czy też odszkodowań. Dowodzenie zaistnienia tego rodzaju zdarzeń prawnych jest bardzo skomplikowane i nieopłacalne dla firmy windykacyjnej. Jeżeli więc pozwany jest w stanie wypunktować słabe strony windykatora, to tenże woli cofnąć pozew i szukać łatwiejszej ofiary.

Owszem, prowadzenie procesu nie jest łatwe ze strony konsumenta. W tej sytuacji może on prowadzić proces sam, wynająć adwokata z wyboru, albo gdy jest w trudnej sytuacji finansowej może zwrócić się do sądu o przyznanie mu adwokata z urzędu, opłacanego przez Skarb Państwa. W każdym bądź razie ma wybór, czy będzie walczyć o swoje prawa, czy też dla świętego spokoju zapłaci wszystko, cokolwiek firma windykacyjna od niego sobie zażyczy.   

Autor: adwokat Andrzej Nogal, Warszawa